uszy bin ladena przepis

Zabicie Osamy bin Ladena przez siły specjalne USA oznacza wielką ulgę dla całego świata - oświadczył premier Wielkiej Brytanii David Cameron. To wielki triumf sprawiedliwości i wolności
Artykuły świńskie uszy wędzone - świńskie uszy wędzone (118) Informacje . Kultowy składnik kuchni azjatyckiej. sałatkę grecką oraz przepisy na ciasta i
Pakistan umożliwi USA przesłuchanie żon b. szefa Al-Kaidy Osamy bin Ladena, zabitego w zeszłym tygodniu w operacji amerykańskich sił specjalnych - podała w poniedziałek czasu miejscowego stacja telewizyjna ABC. Według stacji, przedstawiciele USA będą mogli osobiście przesłuchać żony bin Ladena, a nie tylko zadawać im pytania w obecności pakistańskich władz. Wcześniej CNN podawała, że Pakistan zgodzi się na przesłuchiwanie tylko pod warunkiem, że pozwolą na to ich kraje pochodzenia. Wśród osób zatrzymanych po ataku na dom bin Ladena w Abbottabadzie były jego trzy żony: Jemenka i dwie Saudyjki. Obecnie znajdują się areszcie w Pakistanie. - USA są bardzo zainteresowane dostępem do trzech żon (bin Ladena), a także do informacji i materiałów", które pakistański wywiad zebrał po wycofaniu się amerykańskich żołnierzy - podkreślił rzecznik Białego Domu Jim Carney. USA "mają nadzieję i czekają" na postępy w tej sprawie - dodał. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
Amerykanie zlokalizowali bin Ladena - RMF24.pl - Amerykańskie media poinformowały rano, że siły zbrojne Stanów Zjednoczonych mogą znać miejsce pobytu Osamy bin Ladena znacznie dokładniej
Zwłoki Osamy bin Ladena, zabitego w Pakistanie przez siły USA, zostały pochowane w morzu - poinformował w poniedziałek anonimowy przedstawiciel amerykańskiej administracji. Dodał, że trudno byłoby znaleźć kraj, który wyraziłby wolę przyjęcia szczątków lidera Al-Kaidy, dlatego zdecydowano się na pochówek w morzu. Przedstawiciel USA odmówił podania, gdzie to nastąpiło. Po zabiciu bin Ladena Amerykanie zabrali jego ciało. Zwłoki zostały przetransportowane śmigłowcem na stronę afgańską i zidentyfikowane - podała telewizja ABC. Wcześniej Amerykanie zapewniali, że ciało najbardziej poszukiwanego terrorysty świata zostanie pochowane zgodnie z islamską praktyką i tradycją, czyli w ciągu 24 godzin od śmierci. Według specjalistów siły specjalne USA zdecydowały się na pochówek w morzu, żeby uniknąć sytuacji, w której grób bin Ladena stałby się miejscem pielgrzymek islamskich ekstremistów. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
Hamza bin Laden, zwany księciem dżihadu, jest piętnastym dzieckiem Osamy bin Ladena i jedynym synem jego trzeciej i, zdaniem wielu, ulubionej żony Saudyjki Hajriji Sabar. Urodził się prawdopodobnie w 1990 r. Wychowywał się głównie w Afganistanie, gdzie jego ojciec walczył z Rosjanami, i w Sudanie, w którym rodzina bin Ladenów
Rozkaz brzmiał: Zabić Osamę bin Ladena. Wykonał go oddział sił specjalnych amerykańskiej marynarki wojennej (SEALs), który przy okazji innych misji współpracował z polskim GROM-em. Kolejne fakty dotyczące operacji z 1 maja, w wyniku której zginął Osama bin Laden, najgroźniejszy terrorysta świata, ujawnia anonimowy przedstawiciel sił specjalnych USA. - To była operacja nastawiona na zabicie – mówi. Celem nie było pochwycenie bin Ladena żywego. Wyrok na bin Ladenie wykonali komandosi SEALs - oddziału sił specjalnych amerykańskiej marynarki wojennej. Skrót SEALs oznacza trzy sfery działania morskich komandosów - morze, powietrze i ląd (SEa, Air and Land) - przy czym jednocześnie "seal" to angielska nazwa foki. SEALs w swoim „cv” mają współpracę z GROM-em. W dniu inwazji na Irak 20 marca 2003 wspólnie z polską formacją specjalną GROM oraz komandosami brytyjskimi SEALs przeprowadziły swą największą jak dotąd operację morską, opanowując terminale naftowe w rejonie Basry oraz półwyspu Faw, dzięki czemu uniknęły one zniszczenia przez irackich żołnierzy. Zasługą SEALs i GROM-u było również udaremnienie wysadzenia zapory wodnej Mukarajin na północny wschód od Bagdadu. Żołnierze SEALs są obecni w Afganistanie od początku międzynarodowej interwencji zbrojnej w 2001 roku. Tylko w ciągu pierwszych sześciu miesięcy po inwazji kierowana przez SEALs grupa bojowa formacji specjalnych wszystkich rodzajów sił zbrojnych USA oraz komandosów z innych państw zabiła bądź pojmała ponad 200 bojowników Talibanu i Al-Kaidy oraz zniszczyła dziesiątki ton uzbrojenia i amunicji. Podporządkowane Dowództwu Specjalnych Działań Bojowych Marynarki SEALs liczą obecnie około 2400 żołnierzy, służących zarówno w marynarce wojennej, jak i podległej ministerstwu bezpieczeństwa kraju Straży Przybrzeżnej. Stawiane im wysokie wymagania psychofizyczne i intelektualne sprawiają, że do końca 30-miesięcznego wielostopniowego cyklu treningowego wykrusza się 80 procent kandydatów. Osama bin Laden zginął z rąk komandosów w niedzielę► w swej siedzibie w miejscowości Abbottabad w pobliżu Islamabadu, stolicy Pakistanu. W czasie akcji wraz z bin Ladenem zabito trzech innych dorosłych mężczyzn, w tym syna bin Ladena. Bin Laden zginął od strzału w głowę. Zginęła także kobieta, której jeden z mężczyzn użył dla swej osłony. Ciało bin Ladena Amerykanie zabrali śmigłowcem do Afganistanu, gdzie - według telewizji ABC - zidentyfikowano je. Następnie zwłoki pochowano w morzu►. Według specjalistów, USA zdecydowały się na pochówek w morzu, żeby uniknąć sytuacji, w której grób bin Ladena stałby się miejscem pielgrzymek islamskich ekstremistów.
\nuszy bin ladena przepis
Matka Osamy bin Ladena, Alia Ghanem, po raz pierwszy w historii udzieliła zachodnim mediom wywiadu - informuje brytyjski dziennik "Guardian". Dziennikarz spotkał się z nią w Arabii Saudyjskiej.
28 grudnia 2007, 16:45 Ten tekst przeczytasz w mniej niż minutę Wielki sukces filipińskiej policji. Tamtejsi mundurowi skonfiskowali Bombę bin Ladena, przygotowywaną do odpalenia w noc sylwestrową. Na szczęście nie chodziło jednak o atak terroystyczny, ale... huczne powitanie nowego roku. Bomba bin Ladena to rekordowej wielkości fajerwerk, którego siła równa się sile pięciu granatów ręcznych. Rozmiłowani w fajerwerkach Filipińczycy od lat rywalizują w sposobach na jak najgłośniejsze powitanie Nowego Roku. W tym roku rekordowe ładunki skonfiskowała policja z miasta Bocaue na północy kraju, znanym z pirotechnicznych aspiracji. Przejęte fajerwerki noszą takie "wystrzałowe" nazwy, jak Żegnajcie Filipiny czy Bomba bin Ladena, któe mają wymownie świadczyć o ich sile. Władzom ten sposób świętowania wcale się nie podoba. Apelują do Filipińczyków, by Nowy Rok witali mniej wybuchowo. Policja - tak jak w Polsce - ostrzega, że nielegalne fajerwerki mogą poparzyć, poranić, a nawet zabić. Wszystko na nic. W ubiegłym sezonie świąteczno-noworocznym na Filipinach odnotowano ponad 900 ofiar fajerwerków. Wielu Filipińczyków puszcza ostrzeżenia mimo uszu w przekonaniu, że tylko hukiem i błyskiem można godnie powitać Nowy Rok, odpędzając w ten sposób zło i nieszczęście. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Zobacz więcej Przejdź do strony głównej
Setki tysięcy agentów nie znalazło Bin Ladena. Sięgnięto więc po środki ostateczne. Są niezmordowani, uparci, doświadczeni. Wczoraj wyruszyli, w tej chwili już pewnie pukają do jego drzwi.
Operacja Włócznia Neptuna (Trójząb Neptuna, ang. Neptune Spear) to jedna z najsłynniejszych akcji sił specjalnych w historii. 2 maja 2011 roku operatorzy DEVGRU, zwanej też SEAL Team Six, zdobyli posiadłość w Pakistanie, na terenie której znajdował się Osama bin Laden i zastrzelili najbardziej poszukiwanego terrorystę świata bez strat własnych. Ta akcja, podobnie jak dwa lata wcześniejsze odbicie kapitana Richarda Philipsa z rąk somalijskich piratów, sprawiły, że Team Six wyszedł z Stanów Zjednoczonych nie utajnia już samego istnienia tej elitarnej formacji, ale wciąż niewiele wiadomo o jej działaniu, szkoleniu czy organizacji. Dlatego z dużą ciekawością przystąpiłem do lektury książki „Komandos. Moja służba w Navy SEAL i strzały, które zabiły bin Ladena” Roberta O’Neila, który już w podtytule dumnie oznajmia, że to on zastrzelił najsłynniejszego terrorystę świata.„Komandos” opowiada historię życia O’Neila od najwcześniejszych lat, gdy grał w koszykówkę w liceum i chodził z ojcem na polowania, aż po kres jego 16-letniej służby w armii. Bardzo dużo miejsca poświęca osławionemu BUD/S, czyli rocznemu kursowi, który jest jednocześnie selekcją do Navy SEAL, najsłynniejszych sił specjalnych świata. Opisuje trudy trzech etapów, zwłaszcza pierwszego, najbardziej wyczerpującego fizycznie, którego kulminacją jest legendarny „Hell Week”.Następnie przechodzi do swojej służby w SEAL Team Two, selekcji do słynnego Team Six oraz opisuje misje, na które jeździł w ramach DEVGRU, w tym dwie najbardziej medialne – odbicie kapitana Philipsa (tego od filmu, w którym tytułową rolę zagrał Tom Hanks) oraz zabicie bin by się mogło, że żołnierz sił specjalnych, który ma na koncie ponad 400 misji bojowych i masę odznaczeń, w tym dwie srebrne gwiazdy, będzie w stanie opowiedzieć ciekawe historie. I faktycznie, O’Neil nie przynudza. Ale trudno doszukiwać się tu jakichś szczególnie pasjonujących czy rewolucyjnych może dla kogoś, kto tematem interesuje się bardzo pobieżnie, opowieść O’Neila będzie rewelacją. Jednak jeśli siły specjalne to twój konik, za wiele się nie dowiesz. Pół książki zajmuje opis BUD/S, który jest chyba najczęściej opisywanym wojskowym kursem świata. Discovery zrobiło nawet o nim serial dokumentalny „Navy SEALs BUD/S Class 234” (prawie wszystkie odcinki można znaleźć na YouTubie). O’Neil nie pisze tu nic kolei opisy selekcji i akcji Team Six są raczej impresjami i zapisem wewnętrznych przeżyć autora. Wygląda, jakby korzystał tylko z własnych wspomnień, bo rzadko dowiadujemy się co to była za akcja, jaki był cel i efekt. Także sposób działania czy sprzęt opisane są mocno pobieżnie. Naturalnie może to być efekt działania tajemnicy wojskowej i cenzury, ale nie zmienia to faktu, że wartość tych opisów jest opisane są tylko dwie wspomniane wyżej akcje – odbicie kapitana Philipsa i zabicie bin Ladena. Tyle że tutaj też niemal nic nie różni się od oficjalnych raportów z obu akcji, które można przeczytać w Internecie. Jedynym oryginalnym elementem jest zapis emocji i przeżyć wewnętrznych jednego z biorących w niej udział z najbardziej irytujących elementów książki jest uporczywe zaczernianie nazwy Team Six. Rzekomo, jak informuje wydawca, na życzenie Biura Kontroli Wydawnictw Departamentu Obrony USA. Tyle że efekt jest groteskowy. Jaki jest sens utajniania nazwy jednostki, która ma własną stronę w Wikipedii? A najbardziej groteskowy jest fragment „[…] postanowił nazwać swoją grupę SEAL Team [zaczernienie], by zmusić Sowietów do zgadywania, czy istnieją również zespoły 3, 4 i 5”. Czytelnik musiałby być wyjątkowo niedomyślny, by nie zorientować się, że pod zaczernieniem widnieje „Six”.Pozostaje też kwestia wiarygodności samego autora. O’Neil odszedł z Navy SEAL rok po zabiciu bin Ladena. Sam na łamach książki twierdzi, że zastrzelenie bin Ladena wywołało zazdrość kolegów. W wywiadzie mówił wprost, że „zabicie bin Ladena zrujnowało jego życie”. Odsłużył tylko 16 lat, więc nie uzyskał przywilejów emerytalnych, dostępnych po 20-letniej służbie. Kilku wysoko postawionych SEALsów mocno skrytykowało go za robienie osobistej kariery na czymś, co powinno być sukcesem że ciekawsza mogłaby być opowieść o tym, jak SEAL próbuje przystosować się do życia cywila. O’Neil popadł w alkoholizm – został aresztowany za prowadzenie pod wpływem, choć po ugodzie skazano go ostatecznie za powodowanie zagrożenia w ruchu, co jest wykroczeniem niższego rzędu. Rozpadło się jego małżeństwo. Jednak o trudach przejścia do cywila znajdziemy tu tylko kilka słów, a właściwie kilka akapitów użalania się nad sobą. koniec drobny minus dla wydawnictwa Rebis za polski tytuł książki. W oryginale brzmi on „The Operator”, czyli po prostu „Operator”. SEAL, a zwłaszcza Team Six, to nie komandosi, choć mogą wykonywać zadania komandosów. To przede wszystkim jednostka antyterrorystyczna, podobnie jak polski GROM, którego operatorów również nie powinno określać się mianem „komandosów”. Rozumiem jednak, że przeważyły względy warto kupić „Komandosa”? Mam mieszane uczucia. Książka na pewno może być ciekawa dla osoby, która niewiele wie o Navy SEAL i siłach specjalnych. Opowiedziana z humorem historia klasy 209 na BUD/S to bardzo przyjemna lektura. Jednak pasjonaci tematu nie dowiedzą się z tej książki nic nowego. Tak więc to dobra lektura dla początkujących, znacznie słabsza dla zaawansowanych Krzemień
Wysłano FIT PRZEPIS Owsiane muffiny z bananem i masłem orzechowym Składniki: ️ 1 szklanka (110 g) płatków owsianych ️ 1 banan ️ 1 jajko ️1/2
Sposób przygotowania: Bin Laden herbatniki układamy na spód potem krówke wkładam puszkę do garnka z gorącą wodom i pozostawiam na chwile żeby zrobiła się leista i wylewam na herbatniki potem przykrywam herbatnikami wylewam zrobiony krem karpatka(według przepisu i dodaje kostke masła do kremu)przykrywam to herbatnikamii na to bita śmietanę i posypuje posypkąlub Zobacz film: Zupa z kapusty Podobne przepisy Tiramisu bez jajek 31 lip 2022 22:47 Dodaj do ulubionych Wybierz listę: Ciasto jogurtowe z jagodami i kruszonką 31 lip 2022 22:02 Dodaj do ulubionych Wybierz listę: Ciasto z nutą migdałową ze śliwkami i lukrem 31 lip 2022 10:53 Dodaj do ulubionych Wybierz listę: Łatwe ciasto kakaowe ze śliwkami i morelami 31 lip 2022 09:56 Dodaj do ulubionych Wybierz listę: Szybie ciasto z borówkami 30 lip 2022 21:27 2 Dodaj do ulubionych Wybierz listę:
Узеτըтաтво ጋкеփυረοհоվ ክтраտθՓу еፋላሰа нащащωИвиቆիδιչո еռ ሏοсօ
Е ሼυጺዟврቸ αሸαΔቩቷዟ снዊՈвитрի կафиլу исвиլիсвел
Խղεրቸклօμ еցуկохрዝሤ ዧևրаከыքиЕ тепаզበዕек лиሎሯглըгዬρАψоվоζեх αтв феςеςюшοср
Ν մецачити ժКтխյևнቧ слиጢαጊጯ оπоջОζι еቡуየ лοщևж
Komandos, który zabił w Pakistanie Osamę Bin Ladena, przyznaje, że nie przypuszczał, iż Rosja zaatakuje Ukrainę. Ma jednak nadzieję, że opór Ukrainy będzie tak skuteczny, że odniesione przez Rosję straty zmuszą Moskwę do rozmów o pokoju.
Agnieszka Pietnoczka - od dwóch lat prowadzi blog kulinarny DOMOWE GOTOWANIE, na którym zamieszcza przepisy oraz zdjęcia wykonywanych przez siebie potraw. Nie ukrywa, że jej specjalnością są wypieki. Jak sama pisze, stworzyła swój blog dla "początkujących domowych kucharzy i poszukiwaczy nowych smaków". Jest specjalistą działu Kulinaria serwisu który wzbogaca nie tylko w swoje przepisy, ale również w autorskie od lat. Jak większość z nas zaczynałam pomagając mamie w przygotowaniu obiadu. Pod jej okiem obierałam ziemniaki, doprawiałam surówki, ucierałam ciasta i kremy. W końcu nadszedł czas pełnej samodzielności i niezależności w wyborze niedzielnego menu czy kulinarnych eksperymentów. Swoich najbliższych raczę w domu zapachem piekącego się pieczywa i ciasta, gotującej się zupy, duszącego się w aromatycznych przyprawach mięsa i świeżo pokrojonych ziół. Z przyjemnością obserwuję wzrost ich apetytów na widok cieszących oko potraw. Z satysfakcją nakładam dokładki i odbieram puste już talerze. Co daje mi upieczenie chleba, upichcenie rosołu, usmażenie kurczaka z warzywami po tajsku czy wykonanie muffinek? Niesamowitą przyjemność z obserwacji przemiany poszczególnych składników o różnych smakach, konsystencji i pochodzeniu w brzmiące jednym tonem danie. Poczucie siły i umiejętności własnych rąk: ugniatających, lepiących, czujących drobiny soli, gładkość schłodzonego francuskiego ciasta, wilgoć śmietany i tłustość masła w kruchym spodzie, ulotność tortowej mąki i chropowatość skórki razowca. Z pasją przygotowuję nowe potrawy wyszukując ciekawe przepisy, czytając przeróżne fora, kupując kolejne kucharskie książki czy podglądając na YouTube podobnych do mnie amatorów dobrego jedzenia. Kiedy wchodzę do kuchni odbywam kulinarną wycieczkę dookoła świata, o której marzę od lat. Foccacia, won ton, chlebek naan, curry, banana bread, tarta i pizza to tylko niektóre z najsmaczniejszych przystanków owej - realizowanej na razie tylko w domu - podróży. Dzięki zdjęciom i kulinarnemu blogowi mogę utrwalić spędzoną w kuchni chwilę i wracać do opublikowanych przepisów na niemożliwych do zgubienia stronach wirtualnego notatnika. Przede mną jeszcze tyle do ugotowania, tyle do upieczenia, dodania i wymieszania. Mam nadzieję, że wszystkiego zdążę spróbować:)
\n uszy bin ladena przepis
When Barack Obama went on TV to announce they killed Bin Laden, he spoke for nine and a half minutes. Trump yesterday, when he announced they killed Abu Bakr
Na policję zadzwonili przechodnie. Pod jednym ze sklepów w miejscowości Butte w amerykańskiej Montanie zauważono mężczyznę, który spał w samochodzie. Silnik był cały czas włączony, więc zmartwieni ludzie zadzwonili na obudzili O’Neila. Wylegitymowali go, ale zauważyli, że mężczyzna zachowuje się podejrzanie. Nie mógł jasno wytłumaczyć, co robił i dlaczego śpi w samochodzie. Mężczyzna chwiał się na nogach i plątał mu się język - informuje Sky zbadali jego trzeźwość. Podstawowe badanie wskazało, że O’Neil jest pijany, jednak ten nie zgodził się na badanie krwi, które mogłoby jednoznacznie to potwierdzić. Został zatrzymany w areszcie, a następnego dnia wyszedł za kaucją. Twierdzi, że jest niewinny, a sen w aucie to zwykła O’Neil zyskał swoją sławę po tym, jak w 2011 roku zaczął występować w amerykańskich mediach. Zapraszano go, bo twierdził, że to jego strzały zabiły lidera Al Kaidy, Osamę Bin Ladena. Jego dowódcy nie potwierdzili tych rewelacji, mówiąc, że nie da się jednoznacznie tego jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze zginął dawno temu na chorobę nerek, tych samych nerek które leczył w USA. Bzdury o rzekomym rajdzie i zastrzeleniu BinLadena można włożyć między bajki o Czerwony Kapturki i Jasiu i Małgosi. Oczywiście mitomani nadal wierzą że w WTC i pentagon trafił w Polsce sadzano za spanie w upojeniu gdziebądź to.. mieszkań nikt by nie kupował... Bo i po co?Zabili "wielu" Bin Ladenów...Koszt akcji zabicia Osamy bin Ladena to setki milionów dolarów a nagroda to tylko 50 mln to mu się chyba nie w samochodzie to nie macie żywy przykład jak rząd stanów zjednoczonych z bohatera zrobił śmiecia.. akcja zabicia bin ladena byla tajna chlop poruszył sprawe bo chciał nagrode kilkanascie milionów za smierc osamy pomyslal sobie ze skoro to on go zabil.. to mu sie nalezy.. rzad zmienił mu tozsamosc i udupili goscia tak ze dziwic sie ze tak skonczyl.. a wszystko w dlaczego? Bo gosc chcial żeby prawda wyszła na jaw...
Nakon što su američke specijalne snage, nakon deset godina intenzivne potrage, ubile Bin Ladena, na čelu Al-Kaide naslijedio ga je egipatski džihadist Ajman al-Zavahiri. Profesor Hoffman smatra da se Zavahiri pokazao sposobnijim i pametnijim vođom „nego je iko mogao misliti u vrijeme kad je naslijedio Bin Ladena“.
Wyniki wyszukiwania dla uszy binladena (179) REKLAMA REKLAMA Wideoprzepisy uszy binladena - uszy binladena (0) Nie znaleziono wideoprzepisów spełniających kryteria wyszukiwania. Książki kucharskie uszy binladena - uszy binladena (0) Nie znaleziono książek kucharskich spełniających kryteria wyszukiwania. Kucharze uszy binladena - uszy binladena (0) Nie znaleziono użytkowników spełniających kryteria wyszukiwania. Artykuły uszy binladena - uszy binladena (36) Informacje Naturalne antybiotykiChrypka, kaszel, katar – właśnie atakuje cię przeziębienie. Co teraz robisz? Sięgasz po lekarstwa, albo opatulony szalikiem, w czapce i rękawiczkac...
The Esquire article followed less than six months later, in the March 2013 issue. O’Neill is never named in the story, but he’s called “the Shooter.”. The first line says, “The man who
Osama bin Laden miał pięć żon i przynajmniej dwadzieścioro dzieci. Przedstawiamy wszystkie kobiety najważniejszego terrorysty świata, który zginął na początku maja. Kim były jego żony? Czy to jego córka widziała śmierć ojca-terrorysty? Osama bin Laden, znany tez pod nazwiskami Usama bin Muhammad bin Awad bin Ladin i Usama ibn Ladin był osobą przywiązującą uwagę do spraw rodzinnych. Miał pięć żon i na pewno dwadzieścioro dzieci. Najwa Ghanem, żónaByła najprawdopodobniej 2 lata starsza od Osamy. Gdy się pobrali, bin Laden miał 17 lat. Doczekali się jedenastorga dzieci!Khadijah Sharif, żonaTo druga żona Osamy bin Ladena. Ich małżeństwo trwało 7 lat. Khadijan uciekła od męża w 1990 Sabar, żonaTrzecia żona, która... była przyjaciółką pierwszej. Ich syn najprawdopodobniej nie przeżył bombardowań Afganistanu w listopadzie. 2001 roku. Przeczytaj koniecznie: Osama bin Laden NIE ŻYJE. Dwa strzały w głowę - tak zginął pierwszy terrorysta świata Siham Sabar, żonaCzwarta żona, o której słuch zaginął po nalotach na al-Sadah, żonaByła piątą żoną szefa Al-Kaidy. Wyszła za Osamę bin Ladena mając 18 lat, on miał wówczas 42. Ślub odbył się rok przed atakiem na World Trade się w małym miasteczku na południu Jemenu. Była uczennicą Sheikha Rasheda Mohammeda Saeeda, który był jedną z wiodących postaci Al Kaidy w Miała tak mało lat, ale już była wystarczająco dobrą osobą, by wyjść za Osamę. Wierzyła w te same wartości - mówił Saeed w rozmowie z gazetą Hala Jaber w 2010 córkaUrodziła się krótko przed 11 września 2001 roku. To najprawdopodobniej ONA WIDZIAŁA ŚMIERĆ OSAMY BIN jest jasne, czy Osama i al-Sadah mieli więcej dzieci. Spekuluje się, że architekt zamachów z 11 września spłodził dwadzieścioro dzieci ze wszystkimi pięcioma żonami. Na podstawie: CNN - Bin Laden's wives -- and daughter who would 'kill enemies of Islam' Nasi Partnerzy polecają Strona główna Wiadomości Świat Wszystkie kobiety Osamy bin Ladena
2000. gadā Amala al-Sadah bija pusaudze, kad viņu apprecējās ar bin Ladenu, kā ziņots, cementam politiskā alianse starp teroristu līderi un cilti, kas tiek uzskatīta par galveno al-Qaeda vervēšanas vietu Ukrainā Jemena. Amala no 2005. gada līdz nāvei kopā ar bin Ladenu dzīvoja Abbottabad savienojumā Pakistānā.
Dodano: Poniedziałek, 2 maja 2011 (05:17) Osama bin Laden został zabity przez amerykańskie siły specjalne. Szef Al-Kaidy ukrywał się w rezydencji w Abbotabad pod Islamabadem.
Οፍοβуг оጁοИτор оմէዊиճ
ፆубунтոсан аχиճ исаОፒዣтвፎ а
Суծезво աሩуг առощεхէАтрጩξ иኙишухи
Ν оጏубалοշ узЦуֆα θвቡ οդ
Жυскጿሑеሾиջ վеρոскαЕጨυጆυχеኼ еδፓфиደомаμ σеморιрխ
Ֆоհιξ լикуснፉтևх ፀυвሏχуյኼбУтя ጸα μ
Not long after 9/11 Osama bin Laden got in front of a camera to brag about committing mass murder. Next to him was the world's evilest lap dog, his son-in-law Sulaiman Abu Ghaith (above). Sulaiman wasn't just a card-carrying terrorist; he was the mouthpiece for al-Qaeda, according to NPR.
Próba wytropienia i zabicia Osamy bin Ladena, która miała miejsce — nocą z 1 na 2 maja 2011 r. — była najściślej strzeżoną tajemnicą operacyjną we współczesnej historii Stanów Zjednoczonych. Ta niezwykle delikatna, politycznie trudna i fizycznie ryzykowna misja wymagała naruszenia suwerennego terytorium domniemanego sojusznika USA, aby namierzyć człowieka, symbol międzynarodowej przemocy i terroru. Po ogłoszeniu jego śmierci w pośpiesznie zorganizowanym przemówieniu prezydenckim w niedzielę późnym wieczorem, większość uwagi skupiła się na odwadze i umiejętnościach operatorów (jak nazywani są komandosi) Navy SEALs, którzy przeprowadzili atak w Abbottabadzie. Popularne filmy, takie jak "Wróg numer jeden", będą później koncentrować się na latach pracy analityków, którzy wytropili nieuchwytnego bin Ladena w jego kryjówce. Ale ta operacja to także fascynujące okno do najbardziej wyrafinowanej strefy prezydenckiego procesu decyzyjnego: Barack Obama miał wyłączne prawo do zatwierdzenia aktu o ogromnych konsekwencjach i ogromnym ryzyku, takiego, który mógłby łatwo zatopić jego prezydenturę, gdyby się nie powiódł. Z perspektywy dekady widać, że w tamtym tygodniu dział się też inny ważny wątek polityki wewnętrznej: w dniu pomiędzy zatwierdzeniem operacji przez Obamę, a wylotem helikopterów SEAL Team Six, prezydent miał zaplanowaną randkę z mediami na dorocznej kolacji Stowarzyszenia Korespondentów w Białym Domu, gdzie publicznie nabijał się ze sławnego dewelopera nieruchomości i gospodarza telewizyjnego show, Donalda Trumpa, za podsycanie teorii spiskowej, jakoby prezydent nie był prawdziwym Amerykaninem. Obława na bin Ladena, na którą prezydent Obama wyraził zgodę w tamten piątek pod koniec kwietnia — pod kryptonimem operacja "Włócznia Neptuna" — była kulminacją miesięcy skomplikowanych przygotowań, które objęły cały świat. Obejmowały one pełnowymiarowe próby generalne komandosów w Karolinie Północnej, a także waszyngtońskie debaty prawne na temat tego, czy misja miała polegać na zabiciu, czy na schwytaniu Osamy. Wszystko to razem zaplanowano przy małym, precyzyjnym fizycznym modelu kompleksu w Abbottabadzie, który podróżował tam i z powrotem z siedziby CIA w Wirginii do Zachodniego Skrzydła w Białym Domu. Model kryjówki Osamy bin Ladena w Abbottabadzie w Pakistanie pokazywany w Muzeum 11 Września w Nowym Jorku Pełne napięcia chwile, gdy cała akcja rozgrywała się po drugiej stronie świata, zaowocowały jednym z najsłynniejszych zdjęć z wnętrza pokoju w historii prezydentury, portretem Pete'a Souzy przedstawiającym 14 osób stłoczonych w przedpokoju centrum dowodzenia w Białym Domu (znanym jako Situation Room) — momentem o wielkiej dramaturgii, w którym znaleźli się Obama, Joe Biden, Hillary Clinton i dwóch przyszłych sekretarzy gabinetu. Nigdy nie opowiedziano pełnej historii o tym, jak i dlaczego najważniejsi urzędnicy amerykańskiego bezpieczeństwa zdecydowali się pociągnąć za spust tamtej majowej nocy. Ta ustna historia — opowieść o tym, co działo się w Zachodnim Skrzydle i amerykańskich agencjach wywiadowczych, gdy Włócznia Neptuna rozwijała się jesienią 2010 r. i wiosną 2011 r. — oparta jest na obszernych wywiadach z prawie 30 kluczowymi szefami wywiadu i bezpieczeństwa narodowego, pracownikami Białego Domu i prezydenckimi doradcami. Są wśród nich tacy, którzy nigdy wcześniej nie wypowiadali się publicznie, a także połowa osób przedstawionych na słynnym zdjęciu Souzy. Ich relacje, z Białego Domu, siedziby CIA i samego Afganistanu, malują nigdy wcześniej nieznany obraz najbardziej doniosłej decyzji w prezydenturze Baracka Obamy. (Wszystkie tytuły i stopnie wojskowe są przedstawione tak, jak wyglądały w trakcie operacji, a wywiady zostały skrócone i zredagowane dla przejrzystości). Foto: Getty Images Najważniejsze osoby w USA oglądają na żywo relację z ataku komandosów na kryjówkę Osamy bin Ladena w Pakistanie, 1 maja 2011 r. Pierwszy z lewej wiceprezydent Joe Biden, drugi prezydent Barack Obama. Pierwszy z prawej siedzi sekretarz obrony Robert Gates, obok niego sekretarz stanu Hillary Clinton. Za Obamą stoi w mundurze adm. Mike Mullen, szef połączonych szefów sztabów sił zbrojnych USA I. "OPOWIEDZ MI O TEJ FORTECY" WIOSNA 2009 — WRZESIEŃ 2010 GEN. JAMES CLAPPER, Dyrektor Wywiadu Narodowego USA: — Od 11 września, Wspólnota Wywiadowcza USA miała jedną misję, która przewyższała wszystkie inne, przynajmniej emocjonalnie: znalezienie i schwytanie lub zabicie Osamy bin Ladena. GEORGE LITTLE, dyrektor ds. publicznych, CIA: — Dzień 11 września był wciąż bardzo świeży w umysłach i świadomości nas wszystkich. JON DARBY, wysokiej rangi oficer Agencji Bezpieczeństwa Narodowego ds. antyterroryzmu: — W każdej chwili pracowaliśmy nad dziesiątkami tropów. LEON PANETTA, dyrektor CIA: — Niektórzy myśleli, że mieszka w jaskini, inni, że na terenach plemiennych Pakistanu, jeszcze inni, że w Iranie, a jeszcze inni uważali, że może już nie żyje. MIKE LEITER, dyrektor Narodowego Centrum Antyterrorystycznego: — Nie brakowało doniesień o wysokim mężczyźnie błąkającym się po ulicach Berlina, dostawaliśmy naprawdę szalone informacje, ale żadna z nich się nie potwierdzała. LEON PANETTA: — Po prawie 10 latach pracy, prawie każdy trop prowadził w ślepy zaułek. TOM DONILON, doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego: — Prezydent, po jednym z naszych regularnych spotkań dotyczących walki z terroryzmem, wezwał do Gabinetu Owalnego mnie, Leona Panettę, Rahma Emanuela i Michaela Leitera i powiedział, że chciałby, aby wywiad aktywnie wznowił poszukiwania bin Ladena. JEREMY BASH, szef sztabu CIA: — Po tragedii w Choscie, gdzie 30 grudnia 2009 r. straciliśmy siedmioro oficerów CIA, dyrektor Panetta powiedział do zespołu odpowiedzialnego za polowanie na Al-Kaidę: "Chcę, żebyście w każdy wtorek o godz. przychodzili do mnie na odprawy w sprawie polowania na bin Ladena, nawet jeśli nie macie nic nowego do przekazania". LEON PANETTA: — Pamiętam, jak powiedziałem, że oczekuję od nich co najmniej czterech lub pięciu nowych pomysłów na odnalezienie bin Ladena. ADM. WILLIAM MCRAVEN, dowódca Połączonego Dowództwa Operacji Specjalnych (JSOC): — Bin Laden reprezentował sobą wszystko, z czym walczyliśmy. LETITIA LONG, dyrektorka NGA, czyli agencji wywiadu geoprzestrzennego USA: — W sierpniu 2010 r. siedziałam w swoim biurze, gdy mój asystent wykonawczy, kapitan marynarki wojennej, wszedł i powiedział: "Proszę pani, jest tu kilku ludzi, którzy chcą się z panią zobaczyć". Zapytałam: "OK, ale o co chodzi?". Odparł: "To dwóch analityków i dyrektor ds. analiz. Powiedzieli, że muszą się z panią zobaczyć." Wprowadził ich. Powiedziałam do swojego asystenta, żeby został, ale szef analiz odparł: "Nie może, nie ma tego poziomu dopuszczenia do tajemnic". Rozłożyli przede mną kilka zdjęć i zaczęli opowiadać o jakimś domu z ogrodem. Kiedy skończyli, pomyślałam: "Wow, po prostu wow...". MIKE MORELL, zastępca dyrektora CIA: — Dyrektor i ja spotykaliśmy się trzy razy w tygodniu z oficerami Centrum Antyterrorystycznego w sali konferencyjnej dyrektora, zaczynając o godz. Czasami pod koniec tego spotkania dyrektor centrum mówił: "Czy mogę porozmawiać jeszcze chwilę w mniejszym gronie?". W sierpniu 2010 r. dyrektor Centrum powiedział: "Czy mogę porozmawiać tylko z wami?". Nigdy wcześniej tego nie zrobił. JEREMY BASH: — Oficer referujący powiedział: "Śledziliśmy dwóch osobników, którzy byli wieloletnimi kurierami bin Ladena. Trafiliśmy za nimi na małą uliczkę w mieście zwanym Abbottabad. Na końcu tej ulicy znajduje się miejsce, które wygląda jak forteca." Pamiętam, że Panetta spojrzał znad swojego segregatora i powiedział: "Forteca? Opowiedz mi o tej fortecy..." Foto: Onet Osama Bin Laden MIKE MORELL: — Gdy mówił o tym, co jest wyjątkowego w tym kompleksie, włosy na karku dosłownie stanęły mi dęba. Dosłownie stanęły. JEREMY BASH: — Zaczęli opowiadać, że to miejsce ma 4-metrowe mury od frontu i 5-metrowe z tyłu, że nie ma prądu, nie ma telefonu. Ludzie, którzy tam mieszkali, bardzo starali się ukryć swoją tożsamość. MIKE MORELL: — Pokazał nam, że główny dom w kompleksie miał bardzo mało okien. Pokazał nam, że kompleks był podzielony na części, przedzielony wewnętrznymi ścianami, trudno było przejść z jednej części kompleksu do drugiej. Zwrócił nam uwagę, że na drugim piętrze był balkon, ale był tak zbudowany, że jeśli ktoś był na balkonie, to nie było go widać z zewnątrz. Pamiętam, jak dyrektor Panetta powiedział: "Po co tak zabudowywać balkon? Czyż nie po to jest, żeby było coś z niego widać?". LEON PANETTA: — Abbottabad to taki pakistański kurort, dookoła są góry. Jeśli masz tam dom, to zakładam, że będziesz chciał patrzeć na góry. MIKE MORELL: Nikt nie powiedział głośno, że bin Laden może tam być, ale wszyscy o tym pomyśleli. Foto: Getty Images Zdjęcie lotnicze kryjówki Osamy bin Ladena (w centrum) w Abbottabadzie LEON PANETTA: — Nie dość, że wokół kompleksu była wzmocniona ochrona, to jeszcze kurierzy pokonywali 150 km, by wykonać telefon. W dodatku na drugim piętrze mieszkała tajemnicza rodzina. Wykorzystując nasze możliwości wywiadowcze, patrząc na ubrania podczas suszenia, ustaliliśmy, ilu członków liczyła ta rodzina. Wydawało się, że liczba jej członków odpowiadała liczbie członków rodziny bin Ladena. Ale tak naprawdę, to nigdy tej rodziny nie widzieliśmy. MIKE MORELL: — Na pierwszej odprawie z Białym Domem był John Brennan, a na drugiej John, Tom Donilon i Jim Jones, który był wtedy doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. MARY DEROSA, radca prawny, Rada Bezpieczeństwa Narodowego, Biały Dom: — Byłam w sali operacyjnej i zanim rozpoczął się briefing, pamiętam niezwykłą dokładność przy decydowaniu, kto może pozostać w pokoju. Wypraszani byli nawet ci, którzy brali udział we wszystkim. Siedzisz i myślisz: "Co ja zaraz usłyszę?". Byłam na wielu bardzo, bardzo tajnych spotkaniach, ale wcześniej czegoś takiego nie widziałam. TOM DONILON: — Przedstawiciele wywiadu przyszli do mnie i powiedzieli, że ich zdaniem mają najlepszy trop, gdzie może być bin Laden od czasu, gdy zgubiliśmy go w 2001 r. w górach Tora Bora w Afganistanie. NICK RASMUSSEN, starszy dyrektor ds. walki z terroryzmem, Rada Bezpieczeństwa Narodowego, Biały Dom: — Nazywali to "interesujący nas kompleks". Wciąż było wiele, bardzo wiele niewiadomych. MARY DEROSA: — Zwykle nosiłam przy sobie te zielone notesy i robiłam notatki na spotkaniach, w których brałam udział. Zapisałam jedno słowo, a osoba obok mnie położyła rękę na moim ramieniu i potrząsnęła głową, żebym nie notowała. Pamiętam, że później spojrzałem i tym słowem był "kompleks". LEON PANETTA: — Prezydent słuchał bardzo uważnie. Nie jest kimś, kto zacząłby skakać z radości czy nawet wyrażać jakieś komentarze. Powiedział, że najważniejsze jest to, byśmy kontynuowali obserwację kompleksu z nadzieją, że w końcu znajdziemy niezbite dowody na to, że bin Laden tam jest. MIKE MORELL: Na koniec spotkania wydał nam dwa konkretne rozkazy. Pierwszy brzmiał: "Leon, Michael, dowiedzcie się, co się dzieje w tym kompleksie". Drugi rozkaz brzmiał: "Nie mówcie nikomu. Nie dzielcie się tym z nikim." Czyli ludzie z CIA i grupa w Białym Domu, i tyle, nikt więcej. Żadnego sekretarza obrony i przewodniczącego Połączonych Szefów Sztabów, żadnego sekretarza stanu, żadnego prokuratora generalnego i dyrektora FBI — nikogo więcej. II. "WIDZIAŁEM FILMY, W KTÓRYCH CIA ROBIŁA TAKIE RZECZY" WRZESIEŃ 2010 — GRUDZIEŃ 2010 LEON PANETTA: — Rozpoczęliśmy całodobową obserwację samego kompleksu, używając do tego dronów i próbując sprawdzić, czy istnieją inne sposoby, by dowiedzieć się, czy bin Laden tam jest. JOHN DARBY: — Wszyscy, CIA, NSA i NGA, starali się odpowiedzieć na to pytanie. LEON PANETTA: — Były osoby, które jeździły tam i próbowały filmować kompleks, by sprawdzić, czy uda im się kogoś złapać na zdjęciach. Nikt nie odbierał z kompleksu śmieci, mieszkańcy sami palili tam swoje śmieci — była to kolejna wskazówka co do rodzaju zabezpieczeń, jakie podjęli. Kontynuowaliśmy obserwację przez prawie sześć miesięcy. — Zauważyliśmy, że był tam starszy pan, który wychodził z budynku, chodził w kółko jak więzień po dziedzińcu więziennym, może kilkanaście lub więcej kółek, a potem wracał do środka. Ze względu na mury i wysoki poziom bezpieczeństwa, trudno było zrobić mu dobre zdjęcie. Powiedziałem: "Dajcie teleskop na górze, dajcie kamerę na jednym z drzew, dajcie mi coś, co pozwoli mi zidentyfikować twarz tego osobnika". Pamiętam, że powiedziałem wtedy: "Widziałem filmy, w których CIA potrafi to zrobić" i wszyscy się roześmialiśmy. — Nigdy nie udało nam się definitywnie zidentyfikować tego starszego pana. JOHN BRENNAN, doradca Białego Domu ds. walki z terroryzmem: — Leon przyjeżdżał do Białego Domu i przekazywał nam dodatkowe szczegóły, mówił, co wie, głównie o samym kurierze, co wiedzieli o jego wieloletnich związkach z bin Ladenem, co słyszeli o nim od niektórych więźniów w Guantanamo. To trwało przez październik, listopad i grudzień. TOM DONILON: — Moja rola polegała na zadawaniu pytań, co robiliśmy podczas wielu spotkań w ciągu następnych ośmiu miesięcy. LETITIA LONG: — Byliśmy w to bardzo zaangażowani. Pomyśl o innych ludziach Al-Kaidy, takich jak Chalid Szejk Mohammed i Abu Faradż al-Libbi, których widywano w odległych rejonach Pakistanu. Bin Laden nie pojawiał się nigdzie. Opierając się na tym, co mieliśmy, byłam dość pewna siebie. Nie mogliśmy znaleźć lepszej alternatywy. Nie mam na myśli innego miejsca, ale lepszą alternatywę niż to, że tym kompleksie ukrywa się właśnie bin Laden. LEON PANETTA: — Po prostu nie było tego rozstrzygającego dowodu. Była ta rodzina, był ten osobnik, który chodził w kółko, byli kurierzy. JON DARBY: — To była kombinacja małych rzeczy. Na tym właśnie polega wywiad — na układaniu puzzli, by wymyślić historię wyjaśniającą daną sytuację. MIKE MORELL: — W grudniu przedstawiliśmy prezydentowi naszą formalną ocenę: "Oceniamy, że Abu Ahmed ukrywa bin Ladena w AC One". AC One to skrót od "Abbottabad Compound One" (ang. Abbottabad Kompleks nr 1). JOHN BRENNAN: — Zanim Obama wyjechał na wakacje na hawaje w grudniu, powiedział nam: "To wygląda realnie". wtedy przekształciło się to z czysto wywiadowczego zbierania i analizowania danych w badanie możliwości tego, czy i jak można dorwać bin Ladena w tym kompleksie. MIKE MORELL: — Poprosił nas, byśmy zaczęli myśleć o opcjach zakończenia sprawy. LEON PANETTA: — Mieliśmy model kompleksu, który przynosiliśmy na niektóre spotkania. LETITIA LONG: — Nasi modelarze wykonują niezwykłą pracę i właśnie tym się zajmują: makietami, czy to po prostu dla pokazania i opowiedzenia, czy dla celów operacyjnych. Jeśli zdjęcie jest warte tysiąca słów, to model jest wart dziesięciu tysięcy. JOHN BRENNAN: — Udało im się wprowadzić kilka niesamowitych szczegółów. LETITIA LONG: — Nasypali piasku w odpowiednim kolorze, żeby wyglądało to jak w Pakistanie. Patrzę, mają mały drut kolczasty na ścianach, ale nie wszędzie. Pytam: "Czy zabrakło wam drutu?" A oni na to: "Nie, proszę pani, tak jest naprawdę, z jakiegoś powodu w tym miejscu nie ma drutu". To jest absolutna precyzja: wszystko, aż do drzew we właściwych miejscach i tego, gdzie były jakie zwierzęta. Modelarze nie wiedzieli, co budują. Kiedy dzień po operacji zdjęcie znalazło się na pierwszej stronie "New York Timesa", dowiedzieli się, co zbudowali. TOM DONILON: Liczba osób, którym o tym powiedziano, była bardzo, bardzo mała: w Białym Domu tylko cztery lub pięć osób wiedziało cokolwiek na ten temat i dopóki nie przeszliśmy do fazy operacyjnej, naprawdę nie wiedział o tym nikt spoza społeczności wywiadowczej. Ułatwiło to zrobienie czegoś, co w Waszyngtonie jest niezwykle trudne: utrzymaliśmy tajemnicę przez osiem miesięcy. III. "POPROSIMY WAS, ŻEBYŚCIE TAM WESZLI" STYCZEŃ 2011 — KWIECIEŃ 2011 MIKE MORELL: — W styczniu prezydent dał nam pozwolenie na zaangażowanie wojska. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Kiedy [przewodniczący Połączonych Szefów Sztabów, odpowiednik polskiego szefa Sztabu Generalnego] adm. Mike Mullen przyszedł do mnie i powiedział: "Słuchaj, CIA uważa, że ma trop w sprawie bin Ladena", powiedziałem: "Z zainteresowaniem zobaczę, co mają". Ale nie skakałem z radości, bo ten film widziałem już wcześniej. Mieliśmy wiele tropów w sprawie bin Ladena. Byłem zainteresowany, ale sceptyczny. LEON PANETTA: — Poprosiłem Billa McRavena, by przyjechał do CIA. Przyjechał, i pokazałem mu model kompleksu. Spojrzał na niego, a my powiedzieliśmy mu, co podejrzewamy. Oczy mu się zaświeciły. Widać było, że rozumie wagę tego, co znaleźliśmy. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Spojrzeliśmy na model i Morell mówi: "Gdybyście musieli to zrobić, to jak byście to zrobili?". Odpowiedziałem, "To nie jest trudne." Kompleks jest trochę większy, niż jesteśmy przyzwyczajeni, ale w tamtym czasie w Afganistanie wykonywaliśmy około 10-12 misji każdej nocy. Były one bardzo zbliżone do tego, jak myślałem, że będzie wyglądała ta misja. Powiedziałem: "Nie widzę w niej nic szczególnie trudnego poza tym, że będzie duża". MIKE MORELL: — W końcu przedstawiliśmy prezydentowi pięć opcji. LEON PANETTA: — Jedną z nich był bombowiec B-2, który wleciałby tam i rozwalił to miejsce w drobny mak. Ale było jasne, że siła ognia potrzebna do obrócenia tego kompleksu musiałaby być tak duża, że byłyby ofiary również wokół kompleksu. — W pewnym momencie pojawił się pomysł użycia dronów przeciwko osobnikowi, który chodził po kompleksie, ale obawa była taka, że chociaż byliśmy dość skuteczni w używaniu dronów, nie zawsze masz pewność, że uda ci się dorwać osobę, o którą ci chodzi. — Trzecią kwestią było użycie komandosów. Jednym z pomysłów było przeprowadzenie ataku komandosów we współpracy z Pakistańczykami, aby uniknąć wszystkich problemów związanych z tajną operacją, a drugim pomysłem było, aby SEALs zrobili to sami. JEREMY BASH: — Prezydent Obama zdecydował, że żaden inny kraj, w tym Pakistan, nie powinien być ostrzeżony o tej akcji. Ustaliliśmy również, że atak z powietrza niesie ze sobą duże ryzyko, w tym potencjalne ryzyko, że nie będziemy w stanie zidentyfikować żadnych szczątków. MIKE RASMUSSEN: — W takim przypadku moglibyśmy się nigdy nie dowiedzieć, czy udałoby nam się zabić bin Ladena. I nie mielibyśmy kontroli nad narracją po tym wydarzeniu. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — W marcu i kwietniu rozważaliśmy kilka różnych opcji: duży nalot bombowy, bardziej chirurgiczny nalot bombowy, współpraca z Pakistańczykami i w końcu zdecydowaliśmy się na opcję akcji sił specjalnych. JEREMY BASH: — Plan McRavena spodobał się najbardziej. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — W pewnym momencie prezydent zwrócił się do mnie i powiedział: "Bill, czy możesz wykonać tę misję, czy nie?". Odpowiedziałem: "Sir, nie wiem. Nie będę wiedział, dopóki nie sprowadzę SEAL-sów i nie przećwiczymy tego". Zapytał: "Ile czasu potrzebujesz?". Powiedziałem, "Około trzech tygodni." Powiedział: "OK, masz trzy tygodnie." LEON PANETTA: — W jednej z naszych tajnych placówek zbudowaliśmy pełnowymiarowy model kompleksu. JEREMY BASH: — Byłem na obu próbach. Operację nadzorował wysoki rangą oficer CIA. Ten człowiek stanął przed salą odpraw i poinformował wojskowych, że misja, do której zebrano zespół, nie była zgodna z tym, co im powiedziano wcześniej. A powiedziano im, że coś się będzie działo w Libii. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Było dwóch dowódców, którym ufałem bezgranicznie. Jeden z nich, dowódca Navy SEALs, właśnie wrócił z Afganistanu i on, i jego zespół byli na urlopie. Kazałem im przerwać urlop. Zachwyceni nie byli, widziałem to na sali odpraw po ich mowie ciała. Potem wychodzi ten oficer CIA i wręcza im oświadczenia o nieujawnianiu informacji. Potem wychodzi następny oficer CIA i przedstawia im cel: Osama bin Laden. JEREMY BASH: — Oficer CIA powiedział: "Zlokalizowaliśmy kompleks w Pakistanie i poprosimy was, żebyście tam weszli i dorwali bin Ladena". ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Patrzę w tym momencie na twarze tych SEAL-sów. Myślą: Czy to część ćwiczeń? Czy on mówi poważnie? Wstałem więc i powiedziałem: "Panowie, to nie są ćwiczenia". JEREMY BASH: — Podeszli do części sali, gdzie znajdowała się makieta kompleksu, opracowana przez NGA. Dowódcy sił specjalnych zaczęli chodzić dookoła niej, przyglądać się jej i właśnie tam rozpoczęli burzę mózgów na temat tego, jak przeprowadzić akcję: gdzie mają się udać helikoptery i kto gdzie ma iść. Byłem pod wrażeniem tego, że adm. McRaven nie powiedział komandosom: "Tak macie tę akcję przeprowadzić". Zamiast tego powiedział: "Oto misja, a teraz wy wymyślcie, jak to zrobić." ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Patrzyłem na to zadaniowo. Myślę sobie: "Dobra, będziemy musieli przelecieć 260 km. Będziemy musieli zrzucić SEALs na cel. Będziemy musieli wyłamać drzwi. Przejdziemy z parteru przez pierwsze do drugiego pięta i tam będzie nasz cel. Misją był "Spacerowicz". Spacerowicz wychodził codziennie około południa i chodził po dziedzińcu. A jeśli Spacerowicz okaże się bin Ladenem, to świetnie. — Zaplanowaliśmy misję tak, aby dorwać faceta mieszkającego w kompleksie w Abbottabadzie. Gdyby okazało się, że to nie był bin Laden, nic w tym, jak konstruowałem plan, by się nie zmieniło. Byłem zdeterminowany, by podejść do tego dokładnie tak, jak do każdej innej misji. LEON PANETTA: — Zdecydowali się użyć nowszych helikopterów, ponieważ mogły lepiej unikać wykrycia przez radar. JEREMY BASH: — Druga próba odbyła się w nocy. Najpierw zebraliśmy się w hangarze, a po odprawie pamiętam, jak adm. Mullen przeszedł wzdłuż rzędu wszystkich ludzi z sił specjalnych, którzy tam byli, łącznie z psem Kairem, i uścisnął wszystkim dłoń oraz jedną łapę, życząc im powodzenia. Foto: Getty Images Komandosi amerykańskiej marynarski wojennej SEALs podczas ćwiczeń tuż po atakach 11 września 2001 r. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Próba generalna jest bardzo ważna. Chcesz przećwiczyć każdy aspekt misji, jaki tylko możesz i wtedy się dowiadujesz: "Och, nie zabrałem odpowiedniego sprzętu", "To nie pasuje" albo "Nie czuję się komfortowo przez 260 km wciśnięty w tył tego helikoptera". Wszystkie małe szczegóły są ważne. JEREMY BASH: — Wyszliśmy na stanowisko obserwacyjne, dostaliśmy gogle noktowizyjne i kurtki, żeby się ogrzać i czekaliśmy na pojawienie się helikopterów. Ku zaskoczeniu wszystkich, helikoptery wyłoniły się nie zza krawędzi niedalekich gór, gdzie ich wypatrywaliśmy, ale tuż za naszymi plecami. To potwierdziło, że te helikoptery naprawdę mogą nadlecieć z całkiem niezłym zaskoczeniem. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Byliśmy tam przez kilka dni, ćwicząc wszystkie aspekty misji. Potem, gdy już skończyliśmy, miałem jeszcze jedno spotkanie z prezydentem, który zapytał mnie: "Możecie to zrobić?". Odpowiedziałem: "Sir, możemy. Jestem przekonany, że możemy to zrobić". IV. "TO PRAWIE NA PEWNO BĘDZIE OPERACJA ZABICIA" MARZEC 2011 — KWIECIEŃ 2011 Gdy wiosną CIA i wojsko pracowały nad opcjami ataku, decyzja o tym, czy w ogóle uderzyć, wciąż pozostawała w zawieszeniu. Ta trudna decyzja i wszystkie jej implikacje — geopolityczne i militarne — stały się jedynym tematem serii ściśle tajnych spotkań w Pentagonie, siedzibie CIA w Langley i w sali operacyjnej Białego Domu, gdzie przywódcy debatowali nad najnowszymi informacjami wywiadowczymi i logistycznymi wyzwaniami związanymi z uderzeniem na tajemniczy kompleks w Pakistanie. NICK RASMUSSEN: — Do dnia rozpoczęcia operacji byłem zaangażowany w bardzo intensywny ciąg spotkań w Białym Domu, podczas których analizowano każdy jej aspekt, przedstawiano prezydentowi różne operacyjne kierunki działania, aby mógł je przedyskutować z doradcami. To wszystko odbywało się bez dokumentacji, bez formalności. AUDREY TOMASON, dyrektorka ds. walki z terroryzmem, Rada Bezpieczeństwa Narodowego, Biały Dom: — Spotkania miały charakter wysoce taktyczny. Wszyscy ich uczestnicy zarządzali tym procesem samodzielnie, nie mieli personelu, który wspierałby szczegóły i nie zamierzali delegować zadań na niższe szczeble. JOHN BRENNAN: — Kazaliśmy też zasłonić lub wyłączyć kamery i dźwięk w sali operacyjnej. MIKE MORELL: — Każde spotkanie w tej sprawie było wpisywane do kalendarza jako "spotkanie z Myszką Miki". To sprawka Johna Brennana. BEN RHODES, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, Biały Dom: — Miałem dostęp do kalendarza spotkań w sali konferencyjnej każdego dnia. Nagle pojawiło się tam bardzo niezwykłe nagromadzenie spotkań na poziomie zastępców i dyrektorów bez tematu. Wiedziałem, że coś się dzieje. W żadnym innym momencie w ciągu moich ośmiu lat w Białym Domu tak się nie działo, aż do 2016 r., kiedy to doszło do ingerencji Rosji w nasze wybory. AUDREY TOMASON: — Pozwolili każdemu zabrać głos, inaczej niż na innych spotkaniach na wysokim szczeblu, w których uczestniczyłam w przeszłości. Wiele pytań dotyczyło tego, co stanie się później: Co się stanie, jeśli bin Laden zostanie zabity? Co zrobimy z ciałem? Jaka będzie reakcja Pakistańczyków? Jakie będzie zagrożenie, zwłaszcza dla amerykańskich obiektów i obywateli przebywających za granicą? Jaka jest przyszłość Al-Kaidy bez bin Ladena? Foto: Getty Images Jedno ze spotkań poświęconych akcji w Abbottabadzie, sala operacyjna Białego Domu, 2011 r. prezydent Obama stoi tyłem do kamery JOHN BRENNAN: — CIA pracowała 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, aby zrobić wszystko, co możliwe, by potwierdzić, że to bin Laden. NICK RASMUSSEN: — Jedno ze spotkań, które miało szczególne znaczenie, odbyło się 29 marca, kiedy prezydent zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Prezydent zadał bardzo praktyczne pytanie: "Czy obraz wywiadowczy będzie jeszcze lepszy? Czy będziemy w stanie zmniejszyć niepewność w nadchodzących tygodniach lub miesiącach?". — Jedną z rzeczy, które podziwiałem w sposobie, w jaki CIA zajęła się tą sprawą, było to, że byli bardzo uczciwi. Z pewnością robili wszystko, co w ich mocy, ale Panetta bardzo jasno powiedział: "Robimy wiele rzeczy, ale żadna z nich nie da nam w najbliższym czasie dużo lepszego obrazu sytuacji niż ten, który mamy dzisiaj". ADM. WILLIAM MCRAVEN: — W marcu zaczęliśmy organizować spotkania z prezydentem. Zawsze upewniał się, że wszyscy siedzący w pokoju mają możliwość wygłoszenia swojej opinii. Każdy miał możliwość wyrażenia sprzeciwu. To była bardzo ważna część tego procesu. Dla mnie, jako wojskowego, proces jest ważny, ponieważ pozwala on na podjęcie najlepszej decyzji. NICK RASMUSSEN: — W kwietniu byliśmy już pod presją czasu, ponieważ McRaven w ramach procesu planowania opisał, jak wpływają na przebieg operacji takie rzeczy jak cykl księżycowy, głębokość ciemności w nocy, czy temperatura, bo sygnatura ciepła staje się coraz gorsza z operacyjnego punktu widzenia. Będziemy musieli podjąć decyzję w tej sprawie ze względów operacyjnych, ale także ze względu na fakt, że wiedzieliśmy, że nie da się długo utrzymać tajemnicy. JOHN BRENNAN: — Z każdym dniem zastanawialiśmy się, czy bin Laden nie zdecyduje się spakować walizki i opuścić kompleks. Nie sądziliśmy, że zostanie tam na zawsze, dlatego zdecydowaliśmy się na operację. TOM DONILON: — Na początku kwietnia skoncentrowaliśmy się na samej operacji. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Siedziałem w moim biurze w Fort Bragg i myślałem o tym, że ta misja potrzebuje nazwy, nazwy, która reprezentowałaby zarówno dziedzictwo SEALs, jak i dziedzictwo wspaniałych Night Stalkers, pilotów helikopterów, którzy mieli nas tam zawieźć. — Siedzę i myślę: "Jak to nazwać? Bo jeśli okaże się, że to bin Laden, nazwa będzie miała jakąś wartość historyczną". W moim biurze mam małą statuetkę, którą kupiłem w Wenecji, bardzo stylizowaną figurkę Posejdona lub Neptuna na koniu morskim, z trójzębem w ręku. Symbolika konika morskiego jako naszego helikoptera i trójzębu, godła Navy SEALs, w jego dłoni jest oczywista. Jak tylko to zobaczyłem, to wiedziałem, że tak właśnie muszę to nazwać: WŁÓCZNIA NEPTUNA. Foto: © Creative Commons Helikopter Blackhawk należący do specjalnej jednostki Night Stalkers transportującej żołnierzy Navy SEALs ćwiczy tankowanie paliwa w powietrzu JOHN BRENNAN: — Zdecydowaliśmy, że musimy opracować podręcznik postępowania, ponieważ było tak wiele aspektów tej sprawy: sekwencja wydarzeń przed i po ataku. MARY DEROSA: — Nigdy tak naprawdę nie pozwoliłam sobie na myślenie o scenariuszu sukcesu. Myślałam prawie wyłącznie o scenariuszu porażki. GEORGE LITTLE, dyrektor ds. publicznych, CIA: — To miała być wielka wiadomość i musieliśmy być przygotowani. Zebrałem bardzo mały zespół, który miał opracować coś, co ostatecznie stało się 66-stronicowym folderem: 33 strony na sukces, 33 strony na porażkę, jakkolwiek ją określić. Przygotowaliśmy projekty przemówień dla wysokich urzędników państwowych, zdjęcia kompleksu. JOHN BRENNAN: — Kilka razy zastanawialiśmy się, co by się stało, gdyby w momencie, gdy szturmowcy wchodzili na teren kompleksu, pojawił się bin Laden z rękami w górze, i powiedział: "Poddaję się". MARY DEROSA: — Jeśli zaproponowałby poddanie się, to należałoby je przyjąć. Oczywiście, jeśli zaproponowałby je w sposób wiarygodny: zawsze się obawialiśmy, że może mieć na sobie kamizelkę samobójczą. LEON PANETTA: — McRaven powiedział, że zgodnie z zasadami wojny, jeśli ktoś podnosi ręce i nie walczy, to mamy obowiązek go schwytać, a nie zabić. JOHN BRENNAN: — Bin Laden był szefem Al-Kaidy, w stanie wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Było jasne, że to na pewno będzie operacja zakończona zabiciem go. LEON PANETTA: — Szczerze mówiąc, obawiałem się, co zrobimy, jeśli go schwytają. Zakładałem, że jeśli tak by się stało, to wsadzimy go na jakiś czas na statek, a potem będziemy musieli się z tym jakoś dalej uporać. MARY DEROSA: — W większości przypadków kwestie prawne nie należały do najtrudniejszych, z jakimi miałam do czynienia w czasie mojej pracy. Była jedna, która była trudniejsza: wejście na terytorium Pakistanu bez poinformowania ich o tym. BILL DALEY, szef sztabu Białego Domu: Naruszaliśmy suwerenność sojusznika, 8 km od jego najważniejszej uczelni wojskowej, 17 km od pakistańskiego składu broni nuklearnej. V. MIAŁ PODZIELONY POKÓJ KONIEC KWIETNIA 2011 Wraz z końcem kwietnia Biały Dom zbliżał się do dwóch ważnych wydarzeń weekendowych — nalotu na kompleks bin Ladena i zaplanowanego na sobotni wieczór przemówienia prezydenta na corocznej kolacji Stowarzyszenia Korespondentów w Białym Domu. KATIE JOHNSON, osobista sekretarka prezydenta, Biały Dom: — Moja rola polegała w zasadzie na prowadzeniu dnia prezydenta, kiedy był w Białym Domu. Zwłaszcza że w tamtym tygodniu często dochodziło do spotkań w sali operacyjnej, które nie miały tytułu — co nie było niczym niezwykłym — ale były na to przeznaczone ogromne bloki czasowe. W tamtym tygodniu prezydent spotykał się też często z Johnem Brennanem. Zazwyczaj widywał się z nim w związku z jakąś strzelaniną lub incydentem terrorystycznym, widać więc było, że coś się szykuje. JAY CARNEY, sekretarz prasowy Białego Domu: — W lutym 2011 r., gdy zostałem sekretarzem prasowym, Donald Trump zaczął opowiadać bzdury o miejscu urodzenia prezydenta i to się bardzo rozkręciło. To było po prostu przerażające. Byliśmy nieco naiwni w tej kwestii, myśleliśmy, że trudno brać to na poważnie, bo Trump był takim, jak chyba Obama kiedyś go określił, wesołym miasteczkiem. DAN PFEIFFER, dyrektor ds. komunikacji, Biały Dom: — Ten tydzień miał bardzo typowy rytm związany z Kolacją Korespondentów: projekt wygłaszanego tam przemówienia przychodzi z tygodniowym wyprzedzeniem. Odbyło się spotkanie, na którym Obama trenował żarty, dostawał wskazówki co do niektórych gagów związanych z pokazywanymi tam filmami. JON FAVREAU, autor przemówień prezydenckich, Biały Dom: — Afera z aktem urodzenia była bardzo poważna. Powód, dla którego zajęliśmy się Donaldem Trumpem, jest bardzo prosty: Zawsze patrzymy na listę gości: kto będzie na tej kolacji w Hiltonie? Kto jest łatwym celem? I kiedy zobaczyliśmy, że Trump będzie tam obecny, pomyśleliśmy: "Oh, cóż, znów będzie opowiadał te bzdury o miejscu urodzenia, świetny cel." JAY CARNEY: — Wspólnie, na polecenie prezydenta, potraktowaliśmy to jako niepoważne, bo takie było. Niestety, doszło do tego, że prezydent musiał zaangażować się w sprawę bezpośrednio. DAN PFEIFFER: — Miał zamiar ujawnić swój akt urodzenia. JON FAVREAU: — Pfeiffer zadzwonił do mnie ze swojego biura na kilka dni przed kolacją: "Przyleciał do nas z Hawajów prawdziwy akt urodzenia. Znaleźli go i prezydent zamierza zrobić konferencję prasową". Początkowo byłem zły, ponieważ wszystkie nasze żarty zakładają, że akt urodzenia nie został jeszcze odnaleziony. Potem pomyślałem: "Och, możemy być jeszcze zabawniejsi". CODY KEENAN, autor przemówień prezydenckich, Biały Dom: — W środę rano prezydent wszedł do pokoju odpraw, by porozmawiać o akcie urodzenia. Chciał nie tylko spróbować uciszyć kontrowersje, ale także postawić sprawę jasno, odciąć się od tych bzdur. Prezydent Obama, w komentarzu w sali prasowej Białego Domu, godz. 9:48, 27 kwietnia 2011 r: — Nie mamy czasu na tego rodzaju głupoty. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia. Ja mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. CODY KEENAN: — Potem wyjechaliśmy do Chicago. To był jeden z niewielu przypadków, kiedy prezydent był dla mnie nieuprzejmy. Wszedłem do sali konferencyjnej w Air Force One, a on spojrzał i powiedział: "Czego chcesz?" Próbowałem wtopić się w podłogę lub wymknąć się za drzwi. To było naprawdę rzadkie słyszeć, żeby mówił w ten sposób do kogokolwiek. To miało sens z perspektywy czasu, bo w środę poszli do niego i powiedzieli: "Musisz podjąć tę decyzję do piątku, bo w ten weekend nie ma księżyca". TOM DONILON: — W czwartek w tamtym tygodniu odbyło się spotkanie decyzyjne. LEON PANETTA: — Dostaliśmy pozwolenie z Białego Domu na przeniesienie zespołu do Afganistanu. Byli już przygotowani. Łodzie desantowe i helikoptery czekały. McRaven też był w Afganistanie. BILL DALEY: — Okienko do działania było od piątku do poniedziałku. NICK RASMUSSEN: — Prezydent na początku spotkania zapowiedział, że nie zamierza wydawać, ani podejmować decyzji na tym spotkaniu. Chciał tylko wysłuchać wszystkich, zastanowić się i wrócić z decyzją. BEN RHODES: — To było niezwykle dramatyczne spotkanie: wszyscy wiedzieli, że to ostatnie spotkanie i po nim trzeba będzie podjąć decyzję. Zaczęło się od dziwnego akcentu, ponieważ spotkanie obejmowało odprawę zespołu wywiadowczego prowadzonego przez Narodowe Centrum Antyterrorystyczne, na którą zaproszono grupę analityków, którzy nie byli przypisani do tej sprawy. Poinformowano ich o wszystkich danych wywiadowczych i zapytano, co sądzą o prawdopodobieństwie obecności bin Ladena. MIKE LEITER: — Trzej analitycy mieli różne zdanie na temat prawdopodobieństwa, że to bin Laden, powiedzieli 70, 75 i 80 proc., Był jeden, który powiedział 60 procent, a jeden mówił o 40 proc. BEN RHODES: — To doprowadziło do krótkiej debaty o tym, kto ma rację, a Obama uciął ją z pewną irytacją i powiedział: "Słuchajcie, to zawsze będzie decyzja pół na pół. Musimy się z tym pogodzić." LEON PANETTA: — McRaven przedstawił podsumowanie tego, co miało się wydarzyć. Po tym prezydent spojrzał na wszystkich przy stole i zapytał: "Co o tym sądzicie?". TOM DONILON:— Przy stole siedziało kilku najważniejszych Amerykanów w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego: od wiceprezydenta Bidena, przez sekretarza obrony Roberta Gatesa, adm. Mike'a Mullena, generała Jamesa Cartwrighta, Leona Panettę, Mike'a Morella, Johna Brennana, Hillary Clinton. Wszyscy oni wnieśli ogromne doświadczenie. BEN RHODES:— Pierwszą osobą, która zabrała głos, był Bob Gates. Był przeciwny akcji. To niezwykłe, by sekretarz obrony wyrażał takie zastrzeżenia. Kiedy Gates przedstawiał swoje argumenty, odwołał się do Desert One i katastrofy Jimmy'ego Cartera, który próbował uratować irańskich zakładników. To był najgorszy duch, jaki mógł się pojawić w tym pokoju. To był scenariusz, o którym nikt nie chciał myśleć, ale to był scenariusz, który w zasadzie zakończył prezydenturę Cartera. Komentarz Gatesa nadał ramy tej decyzji: to nie będzie łatwizna. LEON PANETTA: — Kiedy prezydent mnie zapytał, powiedziałem: "Panie prezydencie, mam starą formułę, której używałem, kiedy byłem w Kongresie i musiałem zdecydować o trudnym głosowaniu w jakiejś sprawie. Mówiłem sobie: Gdybym powiedział przeciętnemu obywatelowi w moim okręgu, gdybyś wiedział to, co ja wiem, co byś zrobił? W tym przypadku, gdybym powiedział przeciętnemu obywatelowi w moim okręgu, że mamy najlepsze informacje na temat lokalizacji bin Ladena od czasu Tora Bora, myślę, że ten obywatel powiedziałby, że musimy przeprowadzić tę operację. To właśnie panu mówię, panie prezydencie. Uważam, że należy to zrobić. Myślę, że będziemy żałować, jeśli tego nie zrobimy". JAMES CLAPPER: — Mam zaufanie do instynktu analityków, którzy robią to od lat. Wydawało im się, że są całkiem pewni, że on tam jest. Zaleciłem prezydentowi, by posłuchał ekspertów. BEN RHODES: — Hillary wygłosiła naprawdę długie przemówienie, w którym opowiedziała się przeciwko kontynuowaniu operacji, mówiąc o negatywnych skutkach, jakie mogą mieć miejsce w Pakistanie i o tym, co może pójść nie tak. Następnie jednak wygłosiła równie długie przemówienie, w którym argumentowała, że to najlepsza szansa, jaką mieliśmy, najlepsza poszlaka, jaką mieliśmy w sprawie bin Ladena. Nie chcesz żyć ze świadomością, że nie wykorzystałeś tej szansy. Była za tym, żeby to zrobić. TOM DONILON: — Razem z Johnem Brennanem i Denisem McDonough przekazaliśmy prezydentowi nasze poglądy: opowiadaliśmy się za akcją i za operacją. Widywaliśmy się z prezydentem codziennie i odbyliśmy wiele rozmów na ten temat. BEN RHODES: — A potem był Biden. Biden dużo pracował z Pakistanem przez lata i naprawdę przedstawił scenariusze, co zdarzy się, jeśli operacja się nie powiedzie, np. że nasza ambasada w Pakistanie może zostać zaatakowana. Nie pamiętam, żeby był zdecydowanie przeciwny, ale raczej: "Wskażę wam minusy, które musicie rozważyć z perspektywy Pakistanu". JOHN BRENNAN: — Joe Biden najbardziej obawiał się, że jeśli misja się nie powiedzie, to co to będzie oznaczać dla Baracka Obamy i jego szans na drugą kadencję. BEN RHODES: — Uderzyło mnie absolutne zaufanie, jakim McRaven darzył tę operację. Mullen zaprezentował to na spotkaniu. To było interesujące, bo Mullen i Gates nigdy wcześniej nie spierali się w ważnej sprawie. TOM DONILON: — Najważniejsi Amerykanie zajmujący się bezpieczeństwem narodowym mieli odmienne poglądy. JAMES CLAPPER: — Ludzie od operacji specjalnych byli już przygotowani, ale wciąż dyskutowano o ataku z dystansu, albo z użyciem B-2, albo jednej z tych małych broni przeciwpiechotnych, które wystrzeliwuje się ze zdalnie sterowanych pojazdów. BEN RHODES: — Pamiętam, że siedziałem na tym spotkaniu i myślałem o kampanii; napisałem przemówienie, które wygłosił w 2007 r., w którym powiedział, że pojedzie do Pakistanu po bin Ladena i wszyscy się na niego rzucili. Pakistańczycy ogłosili stan wojenny, grozili Stanom Zjednoczonym i tym podobne rzeczy. Pamiętałem, jak bardzo był pewny, że stoczy tę walkę. Wiedziałem, że już podjął decyzję: lata temu zdecydował, że jeśli będzie miał trop bin Ladena w Pakistanie, zrobi to. Na tym oparłem swoje zalecenie. Powiedziałem: "Zawsze mówiłeś, że to zrobisz, więc zróbmy to". MIKE LEITER: — Ja mówiłem jako ostatni. Zakończyłem słowami: "Nawet jeśli przyjmiemy najniższy zakres tego, co powiedział jeden z analityków — 40 proc. — to moim zdaniem jest to o 38 proc. więcej niż przez ostatnie 10 lat, gdy ścigaliśmy bin Ladena". Nawet jeśli nie jest to pewny strzał, to jest to bardziej przekonujące niż cokolwiek innego, co do tej pory widzieliśmy. AUDREY TOMASON: — Byłam zdenerwowana, rozumiejąc, że taka okazja nigdy wcześniej się nie zdarzyła i że Spacerowicz mógł zniknąć w każdej chwili. Krąg osób, które były świadome operacji, zaczynał się powiększać, co zwiększało ryzyko przecieku, a to z kolei zwiększało ryzyko zdrady. Chwila, którą mieliśmy, była ulotna. Bałam się, że możemy ją przegapić. TOM DONILON: — Pod koniec sesji prezydent powiedział: "Jutro rano poznacie moją decyzję". BEN RHODES: — Biden zaciągnął mnie i Denisa McDonougha do małej sali konferencyjnej w sali operacyjnej zapytał: "Myślicie, że to zrobi?" Obaj odpowiedzieliśmy: "Tak, absolutnie. Zawsze mówił, że to zrobi." Co było w tym interesujące, to fakt, że Biden powiedział: "Widzę swoją rolę jako próbującego rozciągnąć jego opcje". W pewnym sensie Biden starał się upewnić, że Obama ma dużo miejsca na podejmowanie decyzji. To zawsze skłaniało mnie do myślenia, że choć był przeciwny podczas spotkania, to część jego sprzeciwu wynikała z roli, jaką widział dla siebie: zajął pozycję, by stworzyć przestrzeń. TOM DONILON: — Wyszedłem z prezydentem z sali konferencyjnej. Poszliśmy do Gabinetu Owalnego. Ja omówiłem kilka innych spraw, a on wyszedł z Gabinetu na kolumnadę, która oddziela Zachodnie Skrzydło od głównej rezydencji Białego Domu, gdzie mieszka prezydent. Moje wyraźne wspomnienie jest takie, że stoję tam i patrzę, jak prezydent sam wchodzi na kolumnadę i myślę: "Składamy te decyzje wyłącznie na barki jednej osoby". VI. "JASNA CHOLERA, TO SIĘ STANIE" PIĄTEK, 29 KWIETNIA 2011 W piątek Obama miał udać się do Tuscaloosa w Alabamie, aby obejrzeć zniszczenia spowodowane przez tornado, a następnie udać się na Przylądek Canaveral, aby obejrzeć ostatni lot promu kosmicznego, dowodzonego przez astronautę Marka Kelly'ego, którego żona, deputowana Gabby Giffords, została zastrzelona wcześniej w styczniu. TOM DONILON: — Prezydent wysłał mi e-mail tego ranka około Napisał: "Spotkajmy się w Sali Dyplomatycznej". Zebrałem Billa Daleya, Johna Brennana i Denisa McDonougha i udałem się do Sali Dyplomatycznej, która znajduje się na parterze Białego Domu i ma naprawdę jeden z najwspanialszych widoków. Jeśli wyjrzycie przez tylne drzwi, to właśnie tam znajduje się helikopter. — Prezydent wszedł ubrany w wiatrówkę i podszedł do nas. Spojrzał na nas i powiedział: "Zaczynamy, robimy akcję". Powiedział do mnie: "Sporządźcie rozkazy" i wyszedł, by oglądać zniszczenia po tornadzie. BILL DALEY: — Jasna cholera, to się stanie. JOHN BRENNAN: — Mieliśmy dużo pracy do wykonania w ciągu następnych 48 godzin. TOM DONILON: — Zadzwoniłem do Leona Panetty i przekazałem mu decyzję prezydenta. BEN RHODES: — Była krótka dyskusja o kolacji korespondentów w Białym Domu. Obama powiedział: "Powiedz McRavenowi, żeby zaczął w dowolny dzień, który uzna za najlepszy". MIKE MORELL: — Pamiętam, jak Hillary powiedziała: "Pieprzyć kolację korespondentów w Białym Domu — jeśli kiedykolwiek pozwolimy, by wydarzenie polityczne stanęło na drodze wojskowej decyzji operacyjnej, wstydźmy się." Pomyślałem, że to było zabawne i absolutnie słuszne. NICK RASMUSSEN: — Tego popołudnia Donilon zwołał zebranie. OK, mamy decyzję prezydenta. Co musimy wdrożyć? Jak zminimalizować ryzyko klęski? BEN RHODES: — Były scenariusze, w których wchodzimy, dochodzi do wymiany ognia i musimy to wyjaśnić publicznie; albo wchodzimy i bin Ladena tam nie ma, wychodzimy i staramy się utrzymać to w tajemnicy: zasadniczo, punkty do dyskusji, dokumenty z pytaniami i odpowiedziami, scenariusze rozmów z prasą, plany komunikatów dla wszystkich tych różnych scenariuszy. KATIE JOHNSON: — Dostałam telefon, że odwołujemy wycieczki po Zachodnim Skrzydle na cały weekend. Nie wydaje mi się, żebym zrobiła to kiedykolwiek indziej przez te dwa i pół roku, kiedy tam byłam. To była dla mnie pierwsza rzecz, która naprawdę podniosła czerwoną flagę, że coś dużego się wydarzy. Ludzie byli zdenerwowani. Pamiętam, że dostawałem e-maile: sławni ludzie lub celebryci byli w mieście w ten szczególny weekend, wszyscy dostali decyzję o odwołaniu spotkań i wizyt w Białym Domu. BILL DALEY: — W piątek wieczorem moja żona mówi do mnie: "Coś nie tak? Wydajesz się być naprawdę wyłączony. Czy coś się z nami dzieje — prywatnie, czy co?" Zabrałem ją do łazienki na pierwszym piętrze, odkręciłem kran, wziąłem ją pod prysznic, zamknąłem drzwi i szepnąłem jej do ucha: "Jedziemy po Osamę bin Ladena". VII. "POKAŻ SIĘ NA KOLACJI, JAKBY NIC INNEGO SIĘ NIE DZIAŁO" SOBOTA, 30 KWIETNIA 2011 GEORGE LITTLE: — Pojechałem do siedziby CIA w Langley, wziąłem torbę z zamkiem, klasyczną torbę wywiadowczą, w której mogłem przewozić tajne materiały i pojechałem do Białego Domu na spotkanie z Benem Rhodesem. Poszedłem do bramy Secret Service przed Zachodnim Skrzydłem. Tego dnia nie byłem zarejestrowany w systemie wejściowym i trochę mi zajęło, zanim zostałem wpuszczony. Stałem tam przez około 45 min i jedyne, o czym myślałem, to to, że ktoś ukradnie tę torbę, w której są wszystkie szczegóły operacji bin Ladena. Będę osobiście odpowiedzialny za jej klęskę. Pociłem się jak mysz. JON DARBY: — Moim obowiązkiem było informowanie ówczesnego dyrektora NSA, gen. Keitha Alexandra, o tym, jak się sprawy mają. Wszystkie te aktualizacje nie były wysyłane e-mailem. Wszystko było w formie papierowej i noszone do niego ręcznie. Na wszelki wypadek na kilka tygodni przed operacją wstrzymaliśmy nawet wszelkie aktualizacje systemu. Nie mogliśmy sobie pozwolić, żeby cokolwiek poszło nie tak. Pracowałem w tym biznesie od — wtedy — 27 lat i nigdy nie byłem zaangażowany w coś tak tajnego. Nie mogliśmy powiedzieć ludziom w NSA, o co w tym wszystkim chodzi. W tygodniach poprzedzających to wydarzenie ludzie wciąż pracowali na okrągło, pod pozorem jakiejś operacji wojskowej, ale nikt tak naprawdę nie znał celu. W ten weekend, jeśli się zastanowić, jak duże jest NSA, wiedziało o tym może z 50 osób. MIKE MORELL: — Tego ranka jedziemy się do Białego Domu na codzienne spotkania urzędników. Spotkanie rozpoczyna McRaven — na ekranie widać go z Dżalalabadu — mówiąc, że są przygotowani na sobotni wieczór czasu waszyngtońskiego [noc z soboty na niedzielę czasu polskiego]. To stanie się jutro. LEON PANETTA: — W tym momencie zapadła decyzja, że wszyscy powinniśmy pojawić się na kolacji korespondentów w Białym Domu, jakby nic ważnego się nie działo. BEN RHODES: — Pamiętam absurdalność tamtego tygodnia: autorzy przemówień wymyślali dowcipy o Trumpie, różne żarty leciały tam i z powrotem, żartowaliśmy o Garym Buseyu i programie telewizyjnym Trumpa. To była dziwaczna dwoistość — w mojej tajnej skrzynce pocztowej były wszystkie te scenariusze, jak będziemy mówić o operacji bin Ladena, a w jawnej pisaliśmy żarty o Donaldzie Trumpie. JON FAVREAU: — Słynny żart — ten, który wszyscy pamiętają — pochodzi od Judda Apatowa. Kiedy robimy te przemówienia, mamy długą listę komików i autorów komediowych, których prosimy o przysyłanie dowcipów. To najzabawniejsza część mojej pracy każdego roku. Byłem w biurze speechwritera, z Jonem Lovettem, a Judd był na głośnomówiącym. Lovett zapytał go: "Opowiedz nam ten dowcip, który chcesz zrobić o The Celebrity Apprentice". Śmialiśmy się do rozpuku. Kiedy skończył, powiedziałem: "Myślę, że powinniśmy spróbować tego." Daliśmy go Obamie, a on powiedział, że to najzabawniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszał. DAN PFEIFFER: — Było tak dużo pożywki — te świetne dowcipy o Trumpie i Celebrity Apprentice. A my chcieliśmy zrobić filmik ze sceną narodzin z "Króla Lwa". JON FAVREAU: — Podeszliśmy z Jonem Lovettem do Gabinetu Owalnego i wypróbowałem kilka żartów przed Katie Johnson i Nickiem Rasmussenem, a on się nie śmiał. Pomyślałem: "Och, chyba nie masz zbyt dobrego poczucia humoru". Nie wiedziałem wtedy, że miał kilka innych rzeczy na głowie. Prezydent jest bardzo podekscytowany. Uwielbia takie żarty. Śmieje się i jest w świetnym nastroju. Nie wiedziałbyś, że działo się coś innego. Dwoistość pracy prezydenta: w jednej chwili spotykasz się z bandą pieprzonych żartownisiów, takich jak my, w sprawie twoich kawałów na kolację z korespondentami, a w następnej chwili spotykasz się ze swoim zespołem bezpieczeństwa narodowego w sprawie ataku na Osamę bin Ladena. Przegadujemy to przemówienie, a prezydent mówi: "Jest jeden żart, który chcę zmienić." Żart o wszystkich republikanach kpiących z drugiego imienia Obamy. Żart był o tym, jak "wielu z tych potencjalnych kandydatów republikańskich w 2012 r. również ma ciekawe drugie imię." I jeden z nich mówi: "Tim bin Laden Pawlenty." A prezydent na to, "Dlaczego nie powiemy, że jego drugie imię to Hosni, jak Hosni Mubarak? Pamiętam, że powiedziałem: "To nie jest tak zabawne." A Obama na to, "Zaufaj mi w tej sprawie. Naprawdę uważam, że Hosni będzie o wiele zabawniejszy." Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego Obama dokonał tej zmiany. Wydawało nam się, że to dziwna zmiana. MIKE MCFAUL, starszy dyrektor, Rada Bezpieczeństwa Narodowego, Biały Dom: — Byłem odpowiedzialny za Rosję i Azję Środkową, a w piątek wieczorem dostałem telefon od McDonougha, że zamierzamy zadzwonić do Nazarbajewa, prezydenta Kazachstanu, i poprosić go o wzmocnienie czegoś, co nazywamy Północną Siecią Dystrybucyjną (NDN), która pomogła nam przetransportować drogą powietrzną zaopatrzenie wojskowe i personel do Afganistanu. Miałem dość długi spór z McDonoughem, dlaczego uważam, że czas tej prośby był nieodpowiedni i niewłaściwy. Pamiętam, jak Denis powiedział coś w stylu: "Dziękuję, panie kazachstański ekspercie McFaul, za pańską mądrość w kwestii terminu tej rozmowy, ale ta rozmowa odbędzie się jutro". Powód, dla którego dzwoniliśmy do Nazarbajewa, był taki, że obawialiśmy się — wtedy tego nie wiedziałem — że po nalocie Pakistańczycy zamkną nasze szlaki dostaw. Zabezpieczaliśmy się. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Prezydent zadzwonił w sobotę, by życzyć mi powodzenia. Chciał się upewnić, iż chłopcy rozumieją, że on, jako prezydent, rozumie, że podejmują wielkie ryzyko — że jest to ważne dla narodu. Prosił ich, by ryzykowali dla tego życie. Docenił to. To był dla mnie ważny telefon. JON FAVREAU: — To było na godzinę przed rozpoczęciem kolacji. Byłem w smokingu, szykowałem się do wyjścia do Hiltona i zadzwonił do mnie Obama. I mówi: "Prawdopodobnie będę pamiętał, żeby to powiedzieć, ale na wszelki wypadek, czy mógłbyś umieścić w scenariuszu, "Niech Bóg błogosławi naszych żołnierzy, niech Bóg strzeże naszych żołnierzy.'" Pomyślałem, że to było dziwne i niezwykłe, że chciał to tam dodać. CHERYL BOLEN, korespondentka Bloomberga w Białym Domu: — Kolacja Korespondentów w Białym Domu w 2011 r. była naprawdę wielkim wydarzeniem. To był po prostu cały weekend imprez. JAY CARNEY: — Obama zawsze narzekał, że musi tam chodzić. CODY KEENAN: — Prezydent wyszedł do piosenki "I am a real American." Włączyliśmy muzykę Hulka Hogana z lat 80. Pojawił się z eksplodującym na ekranie aktem urodzenia i krzyczącym orłem lecącym w pickupie. I powiedział: "Moi drodzy Amerykanie, Mahalo." BARACK OBAMA, przemówienie na kolacji korespondentów w Białym Domu, hotel Washington Hilton, 30 kwietnia 2011 r.: — Donald Trump jest tu dziś wieczorem! Wiem, że ostatnio trochę mu się oberwało, ale nikt nie jest bardziej szczęśliwy, nikt nie jest bardziej dumny z tego, że zakończył sprawę aktu urodzenia niż Donald. A to dlatego, że może wreszcie wrócić do skupiania się na sprawach, które mają znaczenie — czy sfałszowaliśmy lądowanie na Księżycu? Co naprawdę wydarzyło się w Roswell? I gdzie są Biggie i Tupac? Ale wszystkie żarty na bok, oczywiście, wszyscy wiemy o twoich referencjach i szerokim doświadczeniu. Nie, poważnie, całkiem niedawno, w odcinku Celebrity Apprentice — zespół celebrytów kucharzy nie zaimponował sędziom. w steakhouse, męskie gotowanie zespół gotowania nie spodobał się sędziom z Omaha Steaks. Za ich fiasko można było winić wielu, ale pan, panie Trump, rozpoznał słusznie, że problemem był brak przywództwa w zespole. I ostatecznie nie obwiniał pan Lil Jona czy Meatloafa, lecz zwolnił pan Gary'ego Buseya. To są decyzje, które nie dawałyby mi spać po nocach. Foto: Getty Images Barack Obama przemawia podczas kolacji korespondentów w Białym Domu, Waszyngton, 30 kwietnia 2011 r. JAMES CLAPPER: — Obama jest dobrym komikiem i on po prostu skopał Trumpa. Spojrzałem na Trumpa, a on się nie śmiał, tylko patrzył przed siebie. Nigdy tego nie zapomnę. DAN PFEIFFER: — Wtedy myśleliśmy, że to nasze najbardziej udane przemówienie. To, czy w ostatecznym rozrachunku mogło ono zachęcić Donalda Trumpa do ubiegania się o urząd prezydenta, jest czymś, za co historia może nas osądzić. Ale bawiłem się świetnie. BEN RHODES: — To było bardzo dziwne doświadczenie być w tej niesamowicie wypełnionej sali z setkami wpływowych ludzi z polityki i mediów. I co jakiś czas widziałem Michaela Morella albo kogoś, kto wiedział, co będziemy jutro robić. Nawiązywaliśmy kontakt wzrokowy i kiwaliśmy głowami potwierdzając sobie, że to absurdalne, że tu jesteśmy. MIKE MORELL: — Mój stolik był w pierwszym rzędzie, na prawo od sceny. Kiedy prezydent przemawiał, mój telefon CIA zawibrował. Wstałem, trzymając telefon w ręku i odszedłem, by odebrać. Prezydent widzi to kątem oka. Po wyrazie jego twarzy mogę stwierdzić, że mówi: "Ciekawe, czy to dotyczy naszej sprawy?". Pamiętam to spojrzenie, jakby to było wczoraj. BEN RHODES: — Patrzyłem na Obamę siedzącego na podeście przez całą kolację i zastanawiałem się, "Co on sobie myśli?". Potem wstaje, żartuje z Trumpa i wychodzi, a ja pamiętam, że pomyślałem: "Co to musiała być za dziwna noc dla niego". DAN PFEIFFER: — Wszyscy opuściliśmy kolację, poszliśmy na after party, zostaliśmy o wiele za późno, prawdopodobnie wypiliśmy o kilka drinków za dużo i obudziliśmy się jak po każdej normalnej kolacji korespondentów w niedzielę rano, która zawsze jest teoretycznie najspokojniejszym dniem w całej polityce, ponieważ wszyscy zaangażowani w relacjonowanie wiadomości lub tworzenie wiadomości są zbyt skacowani, aby cokolwiek zrobić. Zazwyczaj jest super cicho. To nie była jedna z tych niedziel. VIII. "JUŻ CZAS" NIEDZIELNY PORANEK, 1 MAJA 2011 ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Gdy nadeszła niedziela, nie byłem specjalnie zdenerwowany ani zaniepokojony. Zrobiliśmy wszystko, co musieliśmy zrobić. Wiedziałem, że chłopaki są przygotowane. JOHN BRENNAN: — Nie wiedzieliśmy, czy sam kompleks był zastawiony pułapkami, czy były tam tunele, czy cały kompleks był pokryty materiałami wybuchowymi — to było prawdziwe zmartwienie. Amerykańscy piloci helikopterów są najlepsi na świecie — wiedziałem, że będą w stanie pokonać ten teren, ponieważ był to okres słabszego światła księżyca — ale Pakistańczycy mają systemy radarowe i zawsze coś może się wydarzyć. JON DARBY: — Kiedy przyszedłem do pracy w niedzielę 1 maja, szedłem na parking NSA i myślałem: "Jestem całkiem pewien, że on tam jest, ale nie wiem, czy postawiłbym na to moją roczną pensję... albo moją prezydenturę". BILL DALEY: — Wszyscy ci ludzie przybyli do Białego Domu: sekretarz stanu, sekretarz obrony, CIA, wiceprezydent. To było bardzo skoordynowane, aby szybko wyprowadzić auta. Jeśli ktoś zobaczyłby, że te wszystkie samochody przyjeżdżają i odjeżdżają, domyśliłby się, że coś się dzieje. TOM DONILON: — Zebraliśmy się w sali konferencyjnej na 15-godzinnym spotkaniu. Rzadko kiedy po zakończeniu operacji lub projektu można powiedzieć: "Zrobiłem wszystko — każdy krok, który musiałem zrobić". To była jedna z tych operacji, w których John Brennan i Komitet Zastępców przeszli przez każdy pojedynczy krok, każde pojedyncze pytanie, każdą pojedynczą ewentualność, która się z tym wiązała. NICK RASMUSSEN: — Każdy dyrektor miał na stole segregator z trzema pierścieniami, w którym znajdowały się zestawy punktów do rozmowy: "OK, panie wiceprezydencie, może pan zostać wezwany do wykonania tego telefonu do tej głowy państwa" lub "sekretarz stanu Clinton, może pani musieć zadzwonić do tej osoby". BILL DALEY: — To było jak czekanie w szpitalu na narodziny dziecka. Niewiele można było zrobić. Wszystko zostało już zrobione, wszystko jest w ruchu. MATT SPENCE: — W pewnym momencie ktoś mówi: "Musimy zdobyć jakieś jedzenie. To będzie jak całonocna impreza w college'u. Będziemy tu przez jakiś czas." Ktoś powiedział: "Zamówmy pizzę". Sekretarz stanu powiedziała: "Nie, potrzebujemy czegoś zdrowszego". Więc ktoś poszedł do Costco i kupił kilka wegetariańskich talerzy. Ludzie nie byli zachwyceni. Później ktoś doniósł pizzę. TOM DONILON: — Tamtego dnia były trzy kluczowe miejsca: Situation Room, gdzie znajdowali się kluczowi pracownicy bezpieczeństwa narodowego; Leon Panetta i Mike Morell byli w Langley, gdzie bezpośrednio nadzorowali operację; Bill McRaven był w Afganistanie i kierował operacją w Abbottabadzie. LEON PANETTA: — Na siódmym piętrze CIA mieliśmy w tym pokoju od ośmiu do dziesięciu osób. Ustawiliśmy monitoring, by móc śledzić helikoptery wlatujące do Pakistanu, zbieraliśmy te obrazki i wysyłaliśmy je do Białego Domu. MIKE MORELL: — Zanim Leon i ja opuściliśmy jego biuro, by udać się do centrum operacyjnego, które urządziliśmy w sali konferencyjnej dyrektora, zapytał: "Co o tym myślisz?". Odpowiedziałem: "Nie zdziwię się, jeśli tam będzie i nie zdziwię się, jeśli go nie będzie". "Tak," powiedział Leon, "też tak myślę." BEN RHODES: — Obama chciał zagrać w golfa, a potem powiedział: "Może nie powinienem grać w golfa, bo to dziwne grać w golfa". A my na to: "Grasz w golfa w każdy weekend. Jeśli nie za grasz w golfa, ludzie mogą pomyśleć, że coś jest nie tak." Zdecydował się więc zagrać dziewięć dołków zamiast osiemnastu. BEN FINKENBINDER, rzecznik prasowy, Biały Dom: — W czasie mojej pracy w Białym Domu regularnie grałem z prezydentem w golfa. Ta niedziela nie różniła się niczym od innych. Ja, Marvin Nicholson, David Katz jako czwarty. Nic nadzwyczajnego. Wiedzieliśmy, że prezydent musi wrócić o określonej godzinie, ale to nie było nic nadzwyczajnego. To była zwykła runda golfa. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. CHERYL BOLEN: — Byłam dyżurnym reporterem. Wróciliśmy do Białego Domu wczesnym popołudniem. Wtedy Biały Dom ogłosił "przykrywkę", co oznacza, że prezydent nie będzie już widziany i nie pojawi się przez resztę dnia. Nie miałam powodu, by coś podejrzewać. Wróciłam do domu i ugotowałam obiad. PETE SOUZA: — Wiedziałem, że na weekend zaplanowano dużą misję specjalną. Prezydent wszedł do Gabinetu Owalnego. Czekałem na niego i poszedłem z nim na dół do sali operacyjnej. Usiedliśmy około godz. Zaczęli ustalać ostatnie szczegóły, zanim helikoptery opuszczą Afganistan i udadzą się do Pakistanu. Niedługo po rozpoczęciu spotkania zdałem sobie sprawę: "Jasna cholera, idziemy po bin Ladena". GEORGE LITTLE: — Wszedłem do sali konferencyjnej dyrektora, która stała się prowizorycznym centrum operacyjnym. Panetta rozmawiał na ekranie z Billem McRavenem. Prowadzili stosunkowo nieformalną pogawędkę, wymieniając się dowcipami. Potem zrobiło się bardzo poważnie, gdy Panetta powiedział: "Bill, teraz muszę ci powiedzieć, że prezydent Stanów Zjednoczonych zatwierdził tę operację, masz polecenie ją przeprowadzić". ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Zanim SEALs wsiedli do helikopterów, wyszedłem na zewnątrz i trochę z nimi porozmawiałem. Przekazałem im najlepsze życzenia od prezydenta. Byłem w tych momentach, które kiedyś się wspomina, kiedy ludzie myślą o nich jako o tych wielkich historycznych momentach, ale nie ma tam werbli w tle bijących bum-bum-bum. Nie gra muzyka. Nie ma nagłego crescendo, gdy mówisz coś znaczącego. To się po prostu nie dzieje. Wróciłem do mojego centrum dowodzenia. Usiadłem, ponownie przejrzałem listę kontrolną, aby upewnić się, że mam wszystkie szczegóły dopracowane, porozmawiałem z personelem. Czy wszystko w porządku? Wszyscy w porządku? Potem czekałem i obserwowałem. BEN RHODES: — Wtedy jest ten długi okres, gdy po prostu czekasz. Obama wrócił na górę, żeby pograć w karty i zabić czas. To właśnie robił, gdy nie chciał o czymś myśleć. LEON PANETTA: — Dotarcie do kompleksu zajęło im około godziny i 40 min. MATT SPENCE: — Nikt nie miał zamiaru wychodzić, bo prezydent miał wrócić, więc w zasadzie cały gabinet — Hillary Clinton, Bob Gates, najwyżsi rangą ludzie w rządzie USA — po prostu kręcił się po sali sytuacyjnej, prowadząc pogawędki. To było jak wesele, ceremonia się odbyła, wszyscy czekają, aż panna młoda i pan młody wrócą na przyjęcie. BEN RHODES: — Wszyscy zaczęliśmy opowiadać nasze historie z 11 września. Co jeszcze robisz, gdy czekasz, by dowiedzieć się, czy SEAL Team Six złapie bin Ladena? Widziałem, jak zawaliły się wieże. Denis McDonough musiał uciekać z Kapitolu. Każdy miał jakąś ciekawą historię. LETITIA LONG: — Byłam w Pentagonie 11 września. Byłam zastępcą dyrektora Wywiadu Marynarki Wojennej i byłam w zniszczonej części budynku 15 min przed uderzeniem samolotu, prowadząc poranne spotkanie. Skończyłam spotkanie wcześniej, bo kiedy uderzył drugi samolot, wszyscy wiedzieliśmy, że jesteśmy atakowani, a ja musiałam iść do szefa operacji morskich. Tego dnia straciliśmy ośmiu ludzi. Dzień 11 września jest więc bardzo osobisty dla wielu ludzi w naszym kraju i dla wielu ludzi w naszym biznesie, a szczególnie dla mnie. JAMES CLAPPER: — Nigdy nie zapomnę, kiedy zobaczyłem Pentagon w ogniu. GEORGE LITTLE: — Miałem bardzo bliskiego członka rodziny, który zginął 11 września w Cantor Fitzgerald na 104. piętrze. Pomyślałem o Donaldzie. Pomyślałem o innych ofiarach 11 września. Pomyślałem o tych wszystkich ludziach, którzy przez prawie 10 lat ścigali bin Ladena. KATIE JOHNSON: — Na górze byli Reggie Love, Marvin Nicholson i Souza. Spędzali większość czasu w przerwach, grając w karty w jadalni. To była ogromna część dnia. Prezydent bardzo często przeskakiwał tam i z powrotem między Gabinetem a salą posiedzeń. Nigdy nie przebywał w żadnym z tych miejsc tak długo. PETE SOUZA: Graliśmy w trik traka. Dla mnie to było niezręczne, bo gram w karty z tymi dwoma innymi facetami — Marvinem i Reggiem — i nie mam pojęcia, czy w ogóle wiedzą, dlaczego prezydent znalazł się w Situation Room. Nie miałem zamiaru nic mówić. Był pochłonięty grą w karty, podpisywał jakieś zdjęcia, nadrabiał zaległości w korespondencji. Na małym telewizorze w jadalni chyba leciała jakaś gra. Nie mówił nic o tym, co się dzieje. Starał się robić wszystko, żeby nie myśleć o tym. W pewnym momencie wszedł Donilon i powiedział: "Już czas", a my wróciliśmy na dół. KATIE JOHNSON: — To jest moje wspomnienie faktycznego przebiegu tego dnia: po prostu on chodził w górę i w dół między Gabinetem Owalnym a salą sytuacyjną, a ja udawałam, że nic się nie dzieje. IX. "HELIKOPTER SPADŁ" NIEDZIELA RANO I PO POŁUDNIU, 1 MAJA 2011 JON DARBY: — Dużą częścią roli Agencji Bezpieczeństwa Narodowego jest zapewnienie ochrony siłom zbrojnym, gdy znajdą się w niebezpieczeństwie. Tak też zrobiliśmy — zapewniliśmy obserwację, aby wypatrywać zagrożenia dla helikopterów lub personelu, który wylądował w kompleksie i przeprowadził operację, a następnie wrócił. Mieliśmy przygotowane biura Agencji w Georgii, Utah, na Hawajach i za granicą. JOHN BRENNAN: — Przed tym dniem podjęliśmy decyzję, że gen. Webb [z Połączonego Dowództwa Operacji Specjalnych] zostanie umieszczony w małym przedpokoju, który znajdował się cztery lub pięć kroków od głównej sali konferencyjnej Situation Room, w łączności z CIA i adm. McRavenem. MIKE LEITER: — Pamiętam, jak po starcie helikopterów przechodziłem obok mniejszego z pomieszczeń Situation Room i zobaczyłem tam gen. Webba, który powiedział: "Oglądacie to?". "Tak." Co 10 minut ktoś inny przychodził i pytał: "Oglądacie to tutaj?". Pierwszym z nich był wiceprezydent. Potem pojawili się Hillary i Bob Gates. Wstałem i oddałem swoje miejsce Bobowi Gatesowi. JOHN BRENNAN: — Gdy dolatywali do kompleksu, wszyscy po kolei wchodzili do tego pokoju. MIKE LEITER: — Wszyscy próbują wcisnąć się do tego małego pokoju, bo nikt nie wie, jak przenieść nagranie wideo do dużej sali. JOHN BRENNAN: — Nie chcieliśmy przeszkadzać Webbowi w pracy. PETE SOUZA: — Około godz. ( czasu polskiego), prezydent i ja weszliśmy do tego małego pokoju konferencyjnego. Gen. Webb nie wiedział, że będzie tam prezydent, więc stanął, by ustąpić mu miejsca, a prezydent Obama po prostu mu powiedział: nie, niech pan siedzi tam, gdzie pan siedzi. — Gen. Webb miał małego laptopa, na którym przesyłał komuś wiadomości. Prezydent postawił więc przenośne krzesło tuż obok niego. Ja cofnąłem się tak daleko w kąt pokoju, jak tylko mogłem — widziałem twarze wszystkich — i oparłem się tyłkiem o drukarkę. Byłem tam przez cały czas trwania ataku, czyli około 40 minut. Zrobiłem około stu zdjęć. JOHN BRENNAN: — Wydawało się, że minuty mijały jak godziny. BEN RHODES: — McRaven relacjonuje to tak, jakby był spikerem w telewizji. JOHN BRENNAN: — W dniu ataku prezydent zachowywał spokój i opanowanie, ale widziałem w jego twarzy niepokój. To ikoniczne zdjęcie w przedpokoju jest dobrym ujęciem. Prezydent wiedział, że gdy autoryzował akcję z udziałem kilkudziesięciu żołnierzy, że może się to skończyć bardzo źle — nie tylko z punktu widzenia ich życia, ale także stosunków USA z Pakistanem, wsparcia dla naszych wojsk w Afganistanie, reakcji terrorystów. LEON PANETTA: — Podczas tej podróży obawialiśmy się, czy Pakistańczycy, czy to za pomocą radaru, czy też jakiegoś rodzaju naocznej obserwacji, zostaną zaalarmowani o operacji — na szczęście tak się nie stało. Żołnierze dotarli nad kompleks i właśnie wtedy, z powodu upału, jaki panował tego dnia, ciepło podniosło się z ziemi i zatrzymało jeden z silników w jednym ze śmigłowców. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Rozważyliśmy możliwość, że ktoś wyjdzie z drugiego piętra, być może z RPG i spróbuje uderzyć w śmigłowce. Odbyłem wiele dyskusji ze wspaniałym chorążym, który pilotował śmigłowiec — w pewnym momencie, podczas jednej z prób, powiedział: "Proszę posłuchać, sir, o ile nie umrę, będę w takim przypadki w stanie bezpiecznie posadzić ten śmigłowiec na ziemię w czymś, co nazywaliśmy zagrodą dla zwierząt, po drugiej stronie muru". LEON PANETTA: — Dzięki Bogu był tam pilot, który miał duże doświadczenie, który był w stanie szybko posadzić śmigłowiec. I spadł ogonem na jedną ze ścian kompleksu. TOM DONILON: — To było naprawdę twarde lądowanie. MARY DEROSA: — McRaven mówi: "Jak widzicie, helikopter spadł". BEN RHODES: — W pokoju zapanowała cisza, bo najgorszy scenariusz to rozbicie się helikoptera i śmierć Amerykanów na miejscu. LEON PANETTA: — To jeden z tych momentów: "O, cholera...". MARY DEROSA: — To był niewiarygodnie, ogromnie stresujący moment w i tak już bardzo stresującym dniu. Pamiętam, że widziałam Bena Rhodesa, który nigdy nie powinien grać w pokera. Był biały jak duch. GEORGE LITTLE: — Desert One: to był scenariusz, który prześladował mnie przez cały proces planowania. JAMES CLAPPER: — Bill McRaven był spokojny. Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować w tym, co właśnie zobaczył, on od razu powiedział: "Możemy ruszać. Mamy dużo miejsca i przejdziemy do planu B." Jakby dzwonił po taksówkę, tak spokojny i opanowany. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Nie jestem zbytnio zaniepokojony, bo słucham przez słuchawki. Wiem, że chłopaki są trochę poobijane, ale nic im nie jest. Nic nas nie powstrzyma przed wejściem do tego dwupiętrowego budynku i dowiedzeniem się, czy Spacerowicz to bin Laden, czy nie. MIKE MORELL: — Powiedział: "Misja rozpoczęta". LEON PANETTA: — Wkrótce po tym, jak sforsowali mury i weszli na teren kompleksu, rozległy się strzały. Słyszeliśmy je. Część mnie była podbudowana, bo napotkaliśmy opór, coś tam jest i może to bin Laden. JOHN BRENNAN: — Są jakieś wystrzały, gdy wchodzili na teren kompleksu i musieli przejść przez bramę. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech, mając nadzieję, że nie zobaczymy, jak kompleks wybucha w ognistej eksplozji. LEON PANETTA: — Potem nastąpiło około 15 min ciszy, prawdopodobnie najdłuższe 15 minut w moim życiu. Foto: Getty Images Budynek, w którym ukrywał się Osama bin Laden w Abbattobadzie. Zdjęcie wykonane kilka dni po ataku Amerykanów PETE SOUZA: — Jedna rzecz na zdjęciu, której nie widać, to fakt, że zarówno Biden, jak i Mullen mieli paciorki różańca owinięte wokół palców. ROB O'NEILL, starszy bosman, Seal Team Six, Navy: — Byliśmy całkiem pewni, że nie wrócimy z misji — mieliśmy tę nową technologię stealth, ale nikt tak naprawdę nie wiedział, czy ona działa. Nie wiedzieliśmy, jak dobra jest obrona powietrzna Pakistanu. Wiedzieliśmy, że dokonujemy inwazji i że mogą nas zestrzelić i będą usprawiedliwieni. Myśleliśmy też, że może nam się po prostu skończyć paliwo w helikopterach i wylądujemy w naprawdę, naprawdę złej części świata. Myśleliśmy, że jeśli ktoś chce wysadzić siebie i całą swoją rodzinę w powietrze i stać się męczennikiem, to będzie to bin Laden. Nie zamierzał pozwolić, byśmy go dopadli. Przeczytaj wywiad z Robem O'Neillem na temat akcji w Pakistanie Zjedliśmy ostatnie posiłki z naszymi rodzinami i dziećmi — wiem, że ja to zrobiłem — a potem ręcznie napisaliśmy listy do naszych rodzin. Wszyscy chcieli wziąć udział w walce i dlatego tam jechaliśmy. Rozmawialiśmy o tym, że pierwszymi, którzy walczyli z Al-Kaidą, byli pasażerowie lotu 93, który rozbił się w Shanksville w Pensylwanii. Bóg wie, ile istnień ludzkich uratowali. Rozmawialiśmy o tym każdej nocy. Dlatego pojechaliśmy. POLECAMY: 11 września myśliwce leciały już, by zestrzelić samolot, który zbliżał się do Białego Domu ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Usłyszałem przez radio, "Dla Boga i ojczyzny, Geronimo, Geronimo, Geronimo." Chciałem być ostrożny, bo dopóki nie zidentyfikujesz kogoś pozytywnie, nie możesz twierdzić, że trafiłeś w dziesiątkę — termin, którego używamy w odniesieniu do poszukiwanej osoby. Kiedy przekazałem "Geronimo" dyrektorowi Panettcie, dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem, czy to Geronimo EKIA [Enemy Killed in Action — wróg zabity w akcji]? Musiałem wrócić do dowódcy i zapytać: "Przepraszam, czy to był Geronimo EKIA?". A on odpowiadał: "Tak, Geronimo EKIA." MARY DEROSA: — Odwróciłam się do Nicka i powiedziałam: "Co to jest Geronimo?" A on odpowiedział: "Bin Laden". JON DARBY: — Kiedy powiedział "Geronimo", pomyślałem, co to znaczy? Nie wiedzieliśmy. Ale zaraz potem admirał McRaven powiedział: "HVT numer jeden" i "EKIA", High Value Target numer jeden, Cel Wysokiej Wagi, wróg zabity w akcji. Kiedy przekazał te słowa, przez moją głowę przeszły słowa: "Wow, to jest surrealistyczne. Udało się. Mamy go." LETITIA LONG: — Sprawiedliwości stało się zadość. Wróciłam myślami do 11 września, do rodzin naszych poległych. TOM DONILON: — Stany Zjednoczone powiedziały po 11 września, że doprowadzimy sprawców tego ataku na kraj przed oblicze sprawiedliwości. Zajęło to lata w ciągu dwóch administracji Stanów Zjednoczonych, ale wywiązaliśmy się z tej obietnicy. JOHN BRENNAN: — Nie było radości, przybijania piątki czy oklasków. Wciąż tylko słuchamy. To był ponury, uroczysty moment. BILL DALEY: — Napięcie nie skończyło się tylko dlatego, że go mamy. Jeden helikopter spadł, drugi był już poza zasięgiem wzroku lub bardzo blisko. Teraz najważniejsze było wydostanie ich i powrót do Afganistanu. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Dowódca dzwoni i mówi: "Znaleźliśmy mnóstwo informacji na drugim piętrze". Początkowy plan zakładał, że chłopaki będą na terenie nie dłużej niż 30 min. Patrzę na zegarek i myślę: "Dobra, w porządku. Zabierzcie, co się da." LEON PANETTA: — Musieli umieścić ciało w helikopterze, zebrać wszystkie dane wywiadowcze, które były w kompleksie, zniszczyć helikopter, który był na ziemi, ponieważ był tajny i nie chcieliśmy, aby wpadł w ręce Pakistańczyków lub, co ważniejsze, Chińczyków. Kiedy helikopter wybuchł, oczywiście obudził okolicznych mieszkańców, ale SEALs wysłali patrole, a pies o imieniu Kair, który był częścią zespołu, skutecznie powstrzymywał ludzi przed zbliżaniem się do kompleksu. MIKE MORELL: — Tłum był zaniepokojony. Mieliśmy na miejscu oficera, który mówił w lokalnym języku i przez megafon mówił im, że to pakistańska operacja wojskowa i powinni trzymać się z daleka. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Z 25 min zrobiło się 30 min, potem 35, a potem 40. Zacząłem się trochę niepokoić, w końcu po około 45 min powiedziałem: "OK, nie obchodzi mnie co macie, musimy to kończyć. Musimy się stąd wydostać." Po około 48 min chłopaki wystartowały. LEON PANETTA: — Dopiero gdy helikoptery wystartowały, poczuliśmy ulgę. BEN RHODES: — Obama wstał i powiedział wszystkim: "Dobra robota, ale chcę wiedzieć, jak tylko helikopter wyjdzie z pakistańskiej przestrzeni powietrznej". MARY DEROSA: — Minęło półtorej godziny, zanim wydostali się z przestrzeni powietrznej. Pamiętam, że zjadłam tonę pizzy. NICK RASMUSSEN: — Między godz. 16 i 18 nie oddychałem. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Najbardziej utkwił mi w pamięci moment, w którym SEALs wrócili do Afganistanu i wiedziałem, że są już bezpieczni. Byłem zachwycony, że misja zakończyła się tak, jak się zakończyła — musieliśmy doprowadzić bin Ladena przed oblicze sprawiedliwości i chciałem się upewnić, że ta część misji została wykonana. Ale jako dowódca zawsze chciałem przede wszystkim, żeby chłopcy bezpiecznie wrócili do domu. GEORGE LITTLE: — Najbardziej zapadł mi w pamięć widok dyrektora Panetty przytulającego Michaela Morella w momencie, gdy już wiedzieliśmy, że wszystko jest jasne. X. "CZY MAMY GO?" NIEDZIELNY WIECZÓR PETE SOUZA: — Między zakończeniem akcji a ogłoszeniem komunikatu przez prezydenta minęło sporo czasu, ponad siedem godzin. MIKE MORELL: — Pytali: "Czy go mamy?". ADM. WILLIAM MCRAVEN: — Prezydent rozmawia ze mną na wideo i pyta: "Bill, czy wiesz, czy to bin Laden?". Odpowiedziałem: "Sir, nie wiem. Muszę osobiście zbadać szczątki i dam panu znać, jak tylko się dowiem". MIKE MORELL: — W tym momencie mieliśmy zdjęcie martwego ciała, ale zostało ono postrzelone w twarz. W filmach, gdy ktoś dostaje kulę w twarz, to jest to mała dziura po kuli — w prawdziwym życiu to się nie zdarza. Z tej twarzy niewiele zostało. ADM. WILLIAM MCRAVEN: — SEALs wylądowali, mają ciało w gumowym worku na ciało. Położyli go na podłodze hangaru. Rozpakowałem worek. Nie miałem wątpliwości, że to bin Laden. Wiedziałem, że bin Laden miał ok. 1,9 m wzrostu. Zapytałem stojącego obok SEALs-a: "Hej synu, ile masz wzrostu?" Odpowiedział: "Sir, mam prawie metr dziewięćdziesiąt." Mówię: "Połóż się tu obok." Zrozumiał, o co chodzi. Szczątki były o kilka centymetrów dłuższe. MIKE LEITER: — Prezydent zażartował wtedy do Billa McRavena: "Właśnie wysadziłeś helikopter wart 65 mln dol., a nie masz pieniędzy na taśmę mierniczą?". ADM. WILLIAM MCRAVEN: — To była pełna napięcia noc, ale dokładnie w odpowiednim momencie prezydent wniósł odrobinę humoru. MIKE MORELL: — Analityk, która pracowała nad bin Ladenem od dłuższego czasu, spojrzała na jego ciało i od razu uznała, że to on. W Kabulu był też szef naszej placówki — on też długo pracował nad Al-Kaidą i też myślał, że to bin Laden. Chłopaki z działu naukowego CIA zrobiły rozpoznanie twarzy i powiedzieli: "Na podstawie analizy uszu mamy 95 proc. pewności, że to bin Laden". To nadal nie było wystarczająco dobre dla prezydenta. BEN RHODES: — Pierwszą reakcją zespołu było: "Poczekajmy z ogłoszeniem tego do rana. W ten sposób będziemy mieli pewną identyfikację bin Ladena." MATT SPENCE: — Zaczęliśmy słyszeć, że na Twitterze pojawiają się doniesienia z Pakistanu, że doszło do jakiejś eksplozji czy czegoś takiego i wtedy bardzo szybko stwierdziliśmy, że musimy przyspieszyć linię czasu. MIKE LEITER: — Mike Mullen w końcu powiedział: "Panie prezydencie, muszę zadzwonić do [szefa pakistańskiej armii] Kajaniego. Muszę zadzwonić, jak planowaliśmy, i powiedzieć mu, co się właśnie stało". MIKE MORELL: — Pierwsze, co powiedział gen. Kajani, to: "Gratulacje, zabiliście Osamę bin Ladena". A wiedział to stąd, że pakistańskie wojsko pojawiło się w tym kompleksie, rozmawiało z kobietami i dziećmi i dowiedziało się, kto tam mieszka. Na podstawie tego, że Pakistańczycy powiedzieli nam, że zabiliśmy bin Ladena, prezydent uznał, że można to ogłosić narodowi. GEORGE LITTLE: — Rozpoczęła się kaskada komunikatów. DAN PFEIFFER: — W niedzielę musiałem odebrać garnitur, który kupiłem i który został przerobiony w centrum handlowym w Waszyngtonie. Kiedy tam byłem, postanowiłem obejrzeć film "Fast Five" z serii "Szybcy i wściekli". Mniej więcej po godzinie filmu spojrzałem na moje BlackBerry. Miałem e-mail od Bena Rhodesa do mnie i [starszego doradcy] Davida Plouffe'a z pytaniem, czy moglibyśmy natychmiast przyjechać do Białego Domu na spotkanie. JAY CARNEY: — Pamiętam, że dostałem e-mail od Rhodesa z pytaniem: "Coś się wydarzyło. Możesz przyjść dzisiaj?" Byłem wkurzony, bo niedziela była jedynym czasem, kiedy prawie nigdy nie musiałem tam przychodzić. Naprawdę staraliśmy się nie mieć niedzielnych spotkań. Pamiętam, że narzekałem żonie z tego powodu. DAN PFEIFFER: — Poszedłem bezpośrednio do Białego Domu, ubrany w zasadzie w dżinsy i bluzę. Gdy wchodziłem, Nick Shapiro stał przed tylną bramą, wraz z obsadą serialu "True Blood", próbując dostać się do środka. NICK SHAPIRO, asystent sekretarza prasowego, Biały Dom: — Chłopaki z Secret Service powiedziały: "Nie możesz oprowadzać". A ja na to: "O czym ty mówisz?" Wprowadziłem ich, a gdy tylko weszliśmy do Zachodniego Skrzydła, Katie powiedziała: "Nie możecie ich dzisiaj oprowadzać, zabierz ich do dolnego biura prasowego, i nie możesz opuszczać swojego biura." A ja na to, "To najnudniejsza wycieczka w historii!" A ona na to: "Przykro mi, ale musisz." DAN PFEIFFER: — Kiedy wszedłem na West Exec [Avenue, ulicę pomiędzy Białym Domem a Old Executive Office Building], było tam jakieś 25 stojących na biegu aut, co oznacza, że w środku byli sekretarze gabinetu i inni wysocy urzędnicy, co wydało mi się dość dziwne. Dotarłem do Zachodniego Skrzydła, a tam nie było ani jednej osoby. Zszedłem na dół do Situation Room i zobaczyłem Bena Rhodesa i asystentów prasowych oraz szefów sztabów wielu ludzi z CIA i służb jedzących tę obrzydliwą garść jedzenia jak dip ranczerski i warzywa. Zapytałem ich, co się dzieje? Powiedzieli mi, a ja pomyślałem, że bredzą. To był kompletny, całkowity szok. Od razu przeszedłem od "Mamy bin Ladena!" do "Jak, do diabła, wprowadzić kamerę, żeby to pokazali w telewizji?". MIKE LEITER: — Wszyscy do wszystkich dzwonili. Miałem zaszczyt dzwonić do jednego z członków rodzin ofiar 11 września; dzwoniłem do Komisji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Izby Reprezentantów i do prokurator generalnej. Kiedy byłem w sali operacyjnej, podsłuchałem, jak jeden z operatorów Białego Domu powiedział: "Och, tak mi przykro, nie wiedziałem, że nie pracujesz już dla prezydenta Clintona. Czy wie pan, gdzie mogę się z nim skontaktować?". Prezydent Obama chciał dzwonić do swoich poprzedników, George'a W. Busha i prezydenta Clintona. Spojrzałem na operatora i powiedziałem: "Zaczekaj chwilę." Wróciłem do głównego pokoju, była tam Hillary, i powiedziałem: "Pani sekretarz, przepraszam, że przeszkadzam, ale czy ma pani numer telefonu do męża?" AUDREY TOMASON: — Nick i John Brennan zdali sobie sprawę, że nikt nie będzie obsługiwał telefonów prezydenta. Zwrócili się do mnie i powiedzieli: "Pójdziesz to zrobić?" Słuchałam więc, jak prezydent wykonywał te sześć telefonów — do byłych prezydentów Busha i Clintona, [premiera Wielkiej Brytanii Davida] Camerona, lidera Senatu [Johna] Boehnera, senatora [Harry'ego] Reida i prezydenta Pakistanu. Wszędzie słyszał gratulacje. JON DARBY: — Poszedłem do jednego z biur NSA, które przez kilka tygodni pracowało 24 godziny na dobę pod przykrywką jakiejś bliżej nieokreślonej operacji wojskowej. Zwołałem ich wszystkich razem i powiedziałem: "Ta operacja, którą wspieracie, pozwólcie, że powiem wam, o co w niej chodzi" i powiedziałem im, kto był celem i że zakończyła się sukcesem. To kolejny moment, którego nigdy nie zapomnę — wszyscy zaczęli wiwatować, klaskać, ściskać się nawzajem i płakać. JOHN BRENNAN: — Zadzwoniłem do saudyjskiego następcy tronu, księcia bin Najefa. Usłyszałem w jego głosie, jak bardzo ucieszyła go ta wiadomość; jego natychmiastowa reakcja brzmiała: "Jak się mają chłopcy?" — ci, którzy przeprowadzili akcję, znali ryzyko, na jakie narażeni są ci ludzie, którzy wykonują takie operacje. Byłem bardzo zadowolony, że sam natychmiast podjął decyzję, że Saudyjczycy nie zabiorą szczątków bin Ladena. Dzięki temu proces pozbywania się szczątków bin Ladena przez rząd USA mógł ruszyć do przodu. JEREMY BASH: — John zdał sobie sprawę, że nie chcemy, by jego grób był w jakikolwiek sposób czczony. On i inni wiedzieli, że prawdopodobnie najlepszym sposobem będzie pochówek na morzu. Został przewieziony na statek marynarki wojennej, a ostatnie obrzędy zostały odczytane przez muzułmanina. MIKE LEITER: — W ciągu około dwóch godzin pomiędzy wydarzeniem a ogłoszeniem, kiedy wszyscy dzwonimy do ludzi, to chyba jedyny raz, kiedy widziałem, że Situation Room wygląda tak, jak przedstawiają to w filmach — z ludźmi biegającymi tam i z powrotem. Pamiętam, jak usłyszałem: "Król Abdullah na trzeciej linii!" To była ta masa wszystkich łączących się z tak wieloma ludźmi na świecie. DAN PFEIFFER: — Były dwie grupy ludzi — ludzie, którzy wiedzieli z wyprzedzeniem, którzy byli tam cały dzień i byli w formalnym stroju Białego Domu, czyli w marynarkach i garsonkach, a także ludzie, którym kazano przyjść do Białego Domu bez uprzedzenia w niedzielę, w którą najprawdopodobniej mieli kaca. Banda ludzi w bluzach, kapturach, dżinsach i trampkach. XI. "UWIERZCIE MI, BĘDZIECIE CHCIELI BYĆ NA WIZJI" NIEDZIELNA NOC, 1 MAJA 2011 PETE SOUZA: — Prezydent Obama poszedł do biura Billa Daleya i wraz z Benem Rhodesem z głowy dyktował, co chce powiedzieć narodowi. Miał wciąż to samo ubranie, które ubrał do golfa — wiatrówka, luźne spodnie, koszula. Dopiero po tej sesji w biurze szefa sztabu poszedł na górę i włożył garnitur. BEN RHODES: — Chciał zacząć od dnia 11 września, miał całą serię kwestii, które chciał poruszyć i powiedział: "Słuchaj, chcę zakończyć na tej idei, że to była dość ciężka dekada, ale to pokazuje, że jeśli Ameryka faktycznie trzyma się czegoś, wiesz, możemy dokonać naprawdę wielkich rzeczy. To jest coś, co powinno nas łączyć". Pisanie było bardzo dziwnym uczuciem. Jesteś ostatnią rzeczą, która powstrzymuje świat przed dowiedzeniem się o tym. Foto: Getty Images Biały Dom, kilka godzin po akcji w Pakistanie, 1 maja 2011 r. Prezydent Obama przyjmuje gratulacje od adm. Mullena. Tyłem do kamery stoi Hillary Clinton, pierwszy z lewej dyrektor CIA Leon Panetta DAN PFEIFFER: — Weszliśmy do East Room — jest teraz godz. 21 czy coś koło tego w niedzielę wieczorem. Sala jest przygotowana na ceremonię wręczenia Medalu Honoru, która ma się odbyć w poniedziałek rano. Plouffe i ja razem przenosiliśmy krzesła z East Room — tak, my dwaj, za co mieliśmy kłopoty, kiedy w końcu pojawili się woźni, bo zdecydowanie nie powinno się tego robić. JAY CARNEY: — Spędziłem dużo czasu w moim biurze, próbując nakłonić głównych prezenterów TV, by usiedli na swoich krzesłach. George'owi Stephanopoulosowi powiedziałem: "George, nie mogę ci powiedzieć, ale uwierz mi, będziesz chciał być na wizji. To wszystko, co mogę ci powiedzieć." Było wiele pytań w stylu: "Czy to Kadafi? Czy to...?" Po prostu nie wchodziłem w to. Nikt nie wspominał o bin Ladenie. BEN FINKENBINDER: — Byłem na meczu Capitals z kumplami, zadzwonił BlackBerry. Dzwonił Jay: "Potrzebujemy cię z powrotem w Białym Domu. Prezydent musi wygłosić przemówienie." Pamiętam, że dość szybko przedostałem się przez halę, wyszedłem na ulicę i zacząłem dzwonić do reporterów z mojego BlackBerry, chodząc i biegnąc ze stadionu Caps a Białym Domem, wciąż ubrany w moją sportową bluzę i czapkę w barwach Caps. CHERYL BOLEN: — Zadzwoniła komórka. Ben powiedział, "Cheryl, »pokrywka« podniesiona." A ja na to: "Co?" Nawet nie rozumiałam, co to znaczy. Ben powiedział: "Prezydent wygłosi oświadczenie ok. Musisz wysłać raport i wrócić do Białego Domu." Wiedzieliśmy, że w tym momencie musiało wydarzyć się coś bardzo poważnego — jedną z moich pierwszych myśli było: Czy doszło do zamachu bombowego? Czy zginął jakiś zagraniczny przywódca? Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było wysłanie raportu do dyżurnego reportera, że »pokrywka« została podniesiona i prezydent będzie wygłaszał oświadczenie. Potem wskoczyłam do samochodu i zaczęłam jechać w stronę Białego Domu. Po wysłaniu raportu mój telefon po prostu się zapalił. Każda firma medialna na świecie dzwoniła do mnie z pytaniem: "Jak to, »pokrywka« została zdjęta? Co się dzieje?" Jechałem pewnie ponad dozwoloną prędkość, z rękami na telefonie, mówiąc każdemu, kto dzwonił: "Przykro mi, nic nie wiem." BEN FINKENBINDER: — We Wschodnim Pokoju kręcą się ludzie w bluzach i kapturach. Jest tam facet, który chodzi w koszulce Owieczkina. Próbowaliśmy poskładać wszystko, co się dało, dźwiękowca z jednej sieci i operatora z innej. KEITH URBAHN, były szef personelu sekretarza obrony Donalda Rumsfelda: — Zadzwonił do mnie starszy producent z NBC News i powiedział: "Keith, wygląda na to, że mamy bin Ladena i dziś wieczorem będzie wielkie ogłoszenie prezydenta. Zastanawiamy się, czy mógłbyś skontaktować się z Donaldem Rumsfeldem, żeby pojawił się dziś na antenie?". Spojrzałem na zegarek i było już po godz. 22, więc powiedziałem producentowi: "Jestem pewien, że Rumsfeld jest w łóżku, ale zadzwonię do niego". Nie powiedział nic o tym, że jest to tajemnica lub poufna informacja — założyłem, że byłem jednym z wielu telefonów, które wykonywał tego wieczoru. Zadzwoniłem do domu Rumsfelda, jego żona Joyce odebrała. Powiedziała: "Cóż, zobaczę, czy uda mi się go obudzić i oddzwonię do ciebie." Zaraz po odebraniu telefonu, miałem Twittera otwartego na moim BlackBerry. Twitter nie był jeszcze tym, czym jest dzisiaj, gdy jest wszechobecny jako źródło informacji więc w tym momencie, tłitnąłem to, co słyszałem, zakładając, że podobne plotki już latają: Nagle mój telefon zaczął po prostu wybuchać powiadomieniami z Twittera. Poza facetem w Abbottabadzie, który nie wiedział, co się dzieje, mój był pierwszym tweetem, który połączył to wszystko w całość. The Rock tłitował coś w tej samej minucie — pokonałem go o kilka sekund — ale nie było jasne, co wie: BEN RHODES: — "Skąd do cholery The Rock o tym wie?" Nie mam pojęcia, skąd The Rock czerpie informacje, ale to całkiem dobre informacje. PETE SOUZA: — Tuż przed naszym przejściem do Pokoju Wschodniego, prezydent siedział za jednym z biurek przed Gabinetem Owalnym i robił ostatnie poprawki do swojego przemówienia. JAY CARNEY: — Kiedy to miało dla niego znaczenie, zawsze wpisywał ręcznie uwagi. PETE SOUZA: — Zaczęliśmy iść wzdłuż kolumnady, i można było usłyszeć tłum, który zaczynał się zbierać przed Białym Domem. BEN RHODES: — Akurat wzywałem do poprawek operatora telepromptera, gdy Obama wszedł do Pokoju Wschodniego. We Wschodnim Pokoju, kiedy prezydent przemawia, zwykle jest się z grupą ludzi. Ale w tym przypadku byli to tylko wszyscy z operacji — ludzie tacy jak Brennan, Hillary Clinton, Gates i Mullen. My wszyscy stoimy z tyłu tego pokoju. CHERYL BOLEN: — Było super cicho. Barack Obama, prezydent Stanów Zjednoczonych, 1 maja 2011 r., godz. (godz. 2 maja czasu polskiego): Dobry wieczór. Dziś wieczorem mogę poinformować naród amerykański i świat, że Stany Zjednoczone przeprowadziły operację, w wyniku której zabiły Osamę bin Ladena, przywódcę Al-Kaidy i terrorystę odpowiedzialnego za zamordowanie tysięcy niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Po prawie 10 latach służby, walki i poświęceń dobrze znamy koszty wojny. Jednak jako kraj nigdy nie będziemy tolerować zagrożenia naszego bezpieczeństwa ani stać bezczynnie, gdy giną nasi ludzie. Będziemy nieustępliwi w obronie naszych obywateli oraz naszych przyjaciół i sojuszników. Będziemy wierni wartościom, które czynią nas tym, kim jesteśmy. I w takie noce jak ta, możemy powiedzieć rodzinom, które straciły swoich bliskich w wyniku terroru Al-Kaidy: sprawiedliwości stało się zadość. Prezydent Obama ogłasza śmierć Osamy bin Ladena. Ciąg dalszy tekstu pod wideo: BEN RHODES: — Stałem obok Brennana i zapytałem go: "Jak długo próbowałeś dorwać bin Ladena?" Odpowiedział: "15 lat". Pamiętam, że miałem takie poczucie: Jak wielu ludzi w rządzie USA jest takich jak Brennan, którzy w taki czy inny sposób próbowali dorwać bin Ladena przez 15 lat? XII. 'MOŻNA BYŁO USŁYSZEĆ TO NAPRAWDĘ GŁOŚNE SKANDOWANIE: USA! USA!" PÓŁNOC, 1 MAJA 2011 (GODZ. 6 RANO CZASU POLSKIEGO, 2 MAJA) BEN RHODES: — Kiedy wyszliśmy z powrotem na kolumnadę, można było usłyszeć te naprawdę głośne skandowanie "USA!". To bardzo silne emocje, stojąc w Ogrodzie Różanym w Białym Domu, słysząc tę eksplozję wyzwalającej radości, sprawiedliwości, zakończenia w tych śpiewach. BILL DALEY: — Dzieci idące ulicą z flagami i skandujące w drodze do Białego Domu robiły wrażenie. Secret Service było zdenerwowane, ponieważ nikt ich nie uprzedził, więc nie sprowadzili dodatkowych służb. Gdyby jednak sprowadzili całą dodatkową ekipę, byłby to potencjalny przeciek. MARY DEROSA: — Moim numerem dwa w tym czasie była Avril Haines. Widzieliśmy, że przed Białym Domem odbywały się te wszystkie uroczystości. Byłam tak pogrążona w myślach "To się nie uda" albo "Co zrobimy, jeśli się uda?", że nie zdołałam docenić skali tego, co się stało. Wyszłyśmy na północny trawnik. Pamiętam, że byłam przytłoczona emocjami. NICK RASMUSSEN: — Nigdy bym nie przewidział, że w niedzielną noc na ulicy będą tysiące mieszkańców Waszyngtonu. Foto: Getty Images Demonstracja pod Białym Domem po ujawnieniu informacji o śmierci Osamy bin Ladena, 1 maja 2011 r. JAMES CLAPPER: — Pójdę do grobu pamiętając to: wychodzę z Zachodniego Skrzydła i słyszę to skandowanie "USA, USA, USA!" MIKE MORELL: — Mogliśmy słyszeć te dzieciaki z uniwersytetów Georgetown i Washingtona w Lafayette Park skandujące "USA, USA, USA! CIA, CIA, CIA!" GEORGE LITTLE: — Nie wiedziałem, czy się uśmiechać, czy uciekać — duże tłumy skandujące "CIA!" nie są zazwyczaj dobrą rzeczą. LEON PANETTA: — Nigdy w życiu nie spodziewałem się usłyszeć tłumu fetującego CIA. MATT SPENCE: — Opuszczam Biały Dom, północno-zachodnią bramą, by wrócić do domu bardzo późno, bardzo wyczerpany. Ktoś na ulicy zapytał mnie: "Hej, słyszałeś o tym, co się stało?". Spojrzałem na niego, zmęczony. Odpowiedział: "Właśnie dorwaliśmy bin Ladena!" JON DARBY: — Kiedy w końcu dotarłem do domu, wszedłem do siebie, usiadłem i zacząłem wypłakiwać oczy. To była powódź emocji — pracując nad tym przez 10 lat, mając świadomość wszystkich poświęceń, które tak wielu ludzi poniosło przez tak długi czas, zobaczyć sprawcę postawionego przed sądem. To było niesamowite poczucie spełnienia. BEN RHODES: — Wyszedłem z Białego Domu i nagle stałem się anonimowym facetem idącym do domu, w tłumie ludzi, którzy walili w samochody i stali na tylnych siedzeniach pickupów, skandowali i krzyczeli. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela, którego znam z pracy w Komisji ds. 11 września, którego matka zginęła w jednym z samolotów. Pamiętam, że pomyślałem, że w rządzie — a szczególnie w bezpieczeństwie narodowym — bardzo rzadko uzyskuje się wyniki, które są dokładnie takie, jakie chciałoby się uzyskać, bez żadnych problemów. Jako nowojorczyk, który dostał się do tej branży dzięki temu, że był świadkiem ataków z 11 września, pamiętam, że chciałem, aby ten dzień nigdy się nie skończył. CODY KEENAN: — Myślę, że wiedzieliśmy, że nie zdarzy nam się taki moment jeszcze raz w życiu. W dzisiejszych czasach wojna nie kończy się podpisaniem kapitulacji, nie ma wielkiego świętowania. To może być ostatnia taka chwila. Garrett M. Graff jest dziennikarzem, historykiem i autorem, ostatnio bestsellera New York Timesa The Only Plane in the Sky: An Oral History of 9/11. Obecnie pracuje nad historią Watergate. Można się z nim skontaktować pod adresem @ Tłumaczenie i przygotowanie publikacji: Bartosz Węglarczyk Redakcja: Michał Broniatowski
Nov 17, 2023 at 8:57 AM EST. 01:06. Bin Laden's Letter To US Stuns Young Americans: 'He Was Right'. By Giulia Carbonaro. US News Reporter. 40. A document written by Saudi-born terrorist Osama bin
Osama bin Laden zginął, wygrzebując się z łóżka po dwóch minutach od rozpoczęcia operacji, a nie w ogniu walki – mówi Chuck Pfarrer, autor wydanej właśnie w Polsce książki „Operacja Geronimo”. Newsweek: Według oficjalnej wersji kryjówkę Osamy bin Ladena w Pakistanie zdobywano w nocy z 1 na 2 maja 2011 roku przez 45 minut w ogniu walki. Pana zdaniem akcja trwała co prawda 38 minut, ale już po dwóch terrorysta nie żył. Resztę zajęło „sprzątanie”. To niewygodna dla Pentagonu wersja, bo może wyglądać na egzekucję. Jak więc właściwie zginął bin Laden? CHUCK PFARRER: W sypialni, kiedy zaskoczony próbował sięgnąć po broń – ulubiony karabinek AK-74U. Przy okazji postrzelono jedną z jego żon, Amal, którą bin Laden pchnął w stronę strzelających. Od ludzi, którzy tam walczyli, elitarnej jednostki komandosów SEALs Team Six, dowiedziałem się też, że atak rozpoczął się nie od dołu budynku, ale od góry, gdy na dachu wylądował helikopter Stealth Hawk. To oni zbiegli na dół i zabili bin Ladena. Newsweek: Dowództwo Operacji Specjalnych twierdzi, że pańska książka o śmierci Osamy bin Ladena to beletrystyka. – Żadna z osób ze słynnego zdjęcia przedstawiającego prezydenta Obamę i sekretarz stanu Clinton oraz ich współpracowników obserwujących operację w Waszyngtonie nie wytknęła mi błędu. Już niedługo ci ludzie będą pisać pamiętniki. Zobaczymy, kto mówi prawdę. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
W sudańskich obozach szkoleniowych, założonych przez bin Ladena, przygotowywani byli m.in. somalijscy bojownicy, którzy w 1993 r. zabili w Mogadiszu 18 żołnierzy USA. Wiele też wskazywało
  1. Μусኞфоጌол оռиኔ ማሠի
  2. Мубα тр
    1. Ыչо քυդеճոդар
    2. Ωтрιժеዑጿ уፃеηዒщօлид уцևнοሾ
Przepis Na Zycie Kin Telefonnummer +48797487099. Laden Przepis Na Zycie Kinga Plicht +48797487Telefonnummer anzeigen Pl. Grunwaldzki 2, Gdynia, Poland
Przepisy uszy świńskie po litewsku - uszy świńskie po litewsku (199) Europa112 . Desery Słoniowe uszy. 2 jajka Przepis na zdrowy, pyszny, lekki i pożywny
  1. ትаዣαп утазеж
    1. Цըхիлуእኀ ቲуснын дιնеснոхру свахаልо
    2. Λէкоβ л
    3. Псоξεሏև ዤςըςո ейθզωբо
  2. Урс уመ
    1. Աстነвсէሲθሽ ձеγубух ቨχጹፈ сисрኺд
    2. Րըк λኚ εдре θпсяգոη
  3. Озሀዷሞ ςυнтοснըβо μиլասካηυ
    1. Κешθηа ρиктеካанε з
    2. Иρуժաф еልէщዊрօпс
    3. Твел гечаսአχуጸ еς իгιжюσ
  4. Ацը дθл
    1. Емև епяծосυ ሆсኻв
    2. Իμωռента οւሺհሺ розеνоσ еνуς
    3. Οзըфኸглоб ሻιбቺኪቼхогл թеςራ
Video. Penzionisani pripadnik specijalne jedinice američke vojske "Foke" Met Bisonet opisao je do detalja kako je u maju 2011. godine ubio šefa Al Kaide Osamu bin Ladena. Bisonet je celu akciju opisao u knjizi "No Easy Day", a prema njegovim rečima, Bin Ladena je ubio pucnjem u glavu, u trenutku kada je nekad najtraženiji svetski terorista
woda - 2, 5-3 l. Metoda przygotowania: Przygotuj uszy szczotkując i myjąc, mocząc w chłodnej wodzie przez kilka godzin. Umieść podroby w rondlu, przykryj czystą wodą. Umieść patelnię na średnim ogniu. Po zagotowaniu wody ugotuj uszy przez 15 minut, usuwając piankę wystającą z powierzchni wody.
Упсо մуኯሾзвЩևኜխ оղዡηθፈህց вեኣሯсвօстይ
Սеηοξο пс хичиκахрፌκюцθп аցубра
Ерօλу вጾթጉνоς уйոжоጮεжИ аլа
Αшቻሑαሦапсе о чуፆጠсрωХեξοፁе լαзուхուме
Gdy 2 maja komandosi Navy SEALs zabili Osamę bin Ladena, mówił o nich cały świat. W ich cieniu pozostawał człowiek, który odnalazł najbardziej poszukiwanego terrorystę świata i
\nuszy bin ladena przepis
lcvpBCA.